​Prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu rozpocznie się ogólnopolski protest ratowników medycznych. W środę w Poznaniu odbyło się spotkanie negocjacyjne z przedstawicielem ministerstwa zdrowia nt. podwyżek, jednak, według ratowników, nie przyniosło żadnych rezultatów.

REKLAMA

Komitet protestacyjny ratowników medycznych zadecydował, że już w tej chwili nie mamy się przed czym cofać. (...) Propozycja ministerstwa zdrowia nie uległa zmianie. Wobec powyższego, nie mamy czego negocjować - podkreślił przewodniczący krajowego związku zawodowego pracowników ratownictwa medycznego Roman Badach-Rogowski.

Według niego odpowiedzi ministerstwa zdrowia na postulaty ratowników medycznych "są nie do przyjęcia". Dzisiaj powiedzieliśmy już (przedstawicielowi ministerstwa), że rozpoczynamy ogólnopolską akcję protestacyjną ratowników medycznych - dodał.

W środowym spotkaniu w Poznaniu wzięło udział ok. 250 ratowników medycznych z całej Polski. Domagali się m.in. podwyżek, podkreślając, że ich obecne pensje, poniżej 2 tys. zł, nie pozwalają na godne życie. Ratownicy postulują, by podwyżki dla tej grupy zawodowej były przyznawane "na bieżąco", podobnie jak w przypadku pielęgniarek, czyli - jak tłumaczyli - obecnie 800 zł, następnie dwukrotnie po 400 zł. Nie zgadzają się z propozycją ministerstwa, by było to 800 zł w dwóch transzach.

Czekaliśmy długo, mieliśmy nadzieję po expose premier Szydło we wrześniu 2015 roku, że poprawi się nasza sytuacja, nasz byt (...) skoro nie nastąpiła poprawa przez ponad 1,5 roku, czas coś robić - zaznaczył Badach-Rogowski.

Według środowych ustaleń protest ma się rozpocząć w tym miesiącu, a najpóźniej na przełomie maja i czerwca; i ma przyjmować różne formy, począwszy od akcji informacyjnej.

Protest rozpocznie się w sposób kroczący, na pewno na początek będą to odpowiednie broszury dla ludzi, będzie odpowiednie oflagowanie jednostek, karetek, naszego umundurowania. Później będziemy eskalowali protest, jeśli nie będziemy otrzymywali tego, czego żądamy - mówił Badach-Rogowski i nie wykluczył także strajku głodowego.

Jak zapewniali związkowcy w Poznaniu, w proteście mają wziąć udział wszyscy ratownicy

Organizatorzy liczą też na poparcie ze strony przedstawicieli innych zawodów medycznych i społeczeństwa.

Mamy nadzieję, że obywatele nas w tym poprą, w końcu jesteśmy dla państwa, ratujemy wasze życie i zdrowie. W tej chwili ratownicy pracują po 400 godzin i więcej po to, żeby związać koniec z końcem. A przypominam, że ratownicy medyczni mają z reguły pensję z etatu poniżej 2 tys. zł na rękę, za co trudno wyżyć, i muszą pracować więcej. A jak pracują dużo więcej, nietrudno o błąd, o pomyłkę - jesteśmy po prostu zmęczeni, wypaleni zawodowo i nie chcemy żeby się to odbijało na pacjentach, kosztem ich zdrowia - dodał.

Ratownicy medyczni podkreślali, że na proteście ratowników medycznych nie ucierpi ani jeden pacjent w Polsce. To nie jest to protest skierowany przeciwko pacjentom, ale przeciwko rządowi, przeciwko temu systemowi - mówili.

Zaznaczyli, że nie należy mylić ich protestu ze strajkiem. Z racji zawodu my strajkować nie możemy, bo nie można opóźnić wyjazdu, nie można nie przyjąć zgłoszenia związanego z zagrożeniem życia. Tak samo jak nie można do pacjenta nie dojechać. (...) My mówimy cały czas o proteście, który będzie się opierał na działaniach uciążliwych dla systemu i dla rządzących, żeby wywrzeć nacisk choćby poprzez opinię publiczną, żeby nas zaczęto szanować i dostrzegać - podkreślił w rozmowie z dziennikarzami ratownik medyczny Piotr Dymon.

Obecny w Poznaniu przedstawiciel ministerstwa zdrowia nie chciał komentować w mediach przebiegu spotkania.

(łł)