Po przegranej w wyborach powszechnych, przywódca brytyjskiej Partii Konserwatywnej William Hague zapowiedział, że podaje się do dymisji. Poczeka jedynie do czasu, kiedy wybrany zostanie jego następca. Zgodnie z oczekiwaniami wczorajsze wybory wygrała rządząca Partia Pracy, Tony’ego Blaira.

REKLAMA

"Stałem na czele tej partii przez cztery lata, uważając to za wielki przywilej i ciesząc się każdym dniem. Ważną rzeczą jest jednak by przywódcy umieli słuchać, a partie przechodziły zmiany. Dlatego postanowiłem zrezygnować z przewodzenia Partii Konserwatywnej" – powiedział lider konserwatystów. Decyzja Hague'a nie była zaskoczeniem. Już w czasie kampanii zapowiadał, że weźmie na siebie odpowiedzialność za ewentualne przegrane wybory. Wielkim zwycięzcą tych wyborów jest Tony Blair, który przechodzi do historii jako pierwszy premier Partii Pracy sprawujący urząd drugą kadencję z rzędu. Po ogłoszeniu wyników wyborów w 640 z 659 okręgów laburzyści zapewnili już sobie bezwzględną większość miejsc. Partia Pracy ma na razie 413 deputowanych, podczas gdy dwa ugrupowania opozycyjne - konserwatyści i liberałowie - wprowadzili dotychczas do Izby Gmin odpowiednio 165 i 52 posłów (dane z godziny 14.30).

To mandat dla reformy - tak Blair określił zwycięstwo. Podkreśla, że druga kadencja na stanowisku premiera oznacza dla niego jeszcze większe wyzwanie i jeszcze większe zobowiązanie. "W ciągu ostatnich czterech lat wznieśliśmy pewne fundamenty. I wynik wyborów wskazuje na to, iż społeczeństwo to dostrzegło i zrozumiało. Teraz nadszedł czas by budować na tych fundamentach" – powiedział Blair. Zapowiedział, że skupi się głównie na reformie systemu zdrowia i edukacji a także na zmianie brytyjskiej polityki wobec Europy. Podkreślił, że Londyn musi się angażować i utrzymać swe wpływy w Unii Europejskiej. O sukcesie Tony'ego Blaira, opowiada nasz londyński korespondent, Bogdan Frymorgen:

W parlamencie znajdzie się także co najmniej 5 przedstawicieli Szkockiej Partii Narodowej oraz 4 nacjonalistów walijskich. Do Izby Gmin dostał się, według dotychczasowych wyników, jeden kandydat niezależny. Frekwencja w czwartkowych wyborach wyniosła zaledwie 63 procent i była najniższa od czasu I Wojny Światowej.

Na wykresie czerwona, pozioma linia wyznacza punkt - liczbę mandatów, w którym Partia Pracy ma zapewnioną wiekszość w parlamencie. Foto EPA i RMF FM

14:30