Andrzej Ż., były dyrektor w Ministerstwie Finansów, przyznał się, że wziął łapówki od Henryka Stokłosy. Swymi zeznaniami pogrążył byłego senatora - ujawnia "Życie Warszawy". Stokłosa ukrywa się za granicą, liczy na list żelazny, a siedzący w areszcie Andrzej Ż. przyznał, że dwukrotnie przyjął od Stokłosy po 50 tys. zł.

REKLAMA

Pierwszą łapówkę były senator miał mu wręczyć latem 2001 roku w Śmiłowie, gdzie mieści się firma Stokłosy. Według relacji Andrzeja Ż, były senator „wyciągnął żółtobrązową zaklejoną kopertę i zaczął ją mu ją wciskać”. Miał przy tym mówić, że ma sprawę w ministerstwie i oczekuje, że zostanie „przyzwoicie załatwiona”. Taki opis zeznań, które pogrążają byłego senatora, znalazł się w akcie oskarżenia przeciwko urzędnikom Ministerstwa Finansów, który kilka dni temu trafił do sądu.

Drugie 50 tys. Stokłosa miał dać Andrzejowi Ż. przez swojego

zaufanego doradcę w budynku Ministerstwa Finansów. Dzięki łapówkom dla Andrzeja Ż. były senator zaoszczędził 1,3 mln złotych - uważają śledczy. Dyrektor wydał bowiem korzystną dla Stokłosy decyzję, w której orzekł, że jego zobowiązanie podatkowe za 1993 rok przedawniło się, choć przepisy mówiły co innego.