Po krwawych zamachach w Karbali i Bagdadzie, wielki ajatollah Ali al-Sistani, duchowy lider szyitów, zaapelował o jedność Irakijczyków. Serie wybuchów w Karbali i Bagdadzie zabiły co najmniej 182 osoby, a raniły ponad 550.

REKLAMA

Nieoficjalnie mówi się nawet o ponad 220 ofiarach śmiertelnych. Szyiccy duchowni nazwali ataki próbą wywołania wojny domowej między szyitami i mniejszością sunnicką; zaapelowali do ludności o zachowanie spokoju.

Była to największa zorganizowana seria zamachów od obalenia Husajna w kwietniu zeszłego roku. Iracka Rada Zarządzają zaapelowała o spokój i ogłosiła trzydniową żałobę. Głównym podejrzanym o zorganizowanie zamachów jest powiązany z al-Qaedą Jordańczyk Abu Mussab Zarkawi.

Brytyjski ekspert od spraw bliskowschodnich prof. Robert Springborg twierdzi, że ataki na szyitów miały sprowokować antysunnickie i antyamerykańskie rozruchy. Jego zdaniem Irakowi nie grozi jednak wojna religijna.

Szyici poznali już swoją siłę - są większością w Iraku i na pewno obsadzą główne stanowiska w przyszłych władzach kraju. Dlatego w ich interesie leży unikanie konfrontacji z sunnitami.

Zamachy na pewno utrudnią działalność wojsk okupacyjnych, bo w przekonaniu Irakijczyków, Amerykanom i ich sojusznikom nie udaje się utrzymać porządku. Koalicjanci powinni wyciągnąć lekcję z tych wydarzeń: wycofać się do swoich baz, pozostawiając Irakijczykom zadanie utrzymania porządku w kraju.

10:40