Przemysław Wipler, poseł niezrzeszony, usłyszał zarzuty znieważenia policjantów i naruszenia nietykalności. To efekt bójki, w jaką wdał się polityk z policjantami w październiku zeszłego roku przed jednym ze stołecznych klubów. Dziś nadal utrzymuje, że to funkcjonariusze dopuścili się naruszenia jego nietykalności.

REKLAMA

Postawienie zarzutów posłowi Wiplerowi było możliwe po tym, jak zrzekł się immunitetu. Wipler w prokuraturze nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.

Jak podał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak, Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście Północ przesłuchała posła jako podejrzanego i zarzuciła mu dwa czyny: zmuszania przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, przy naruszeniu ich nietykalności cielesnej oraz znieważenie dwojga funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych. Przestępstwa te zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 3.

Według śledczych, na nagraniach z monitoringu z października zeszłego roku widać i słychać jednoznacznie, że poseł Przemysław Wipler używał przemocy wobec policjantów i odzywał się do nich w niecenzuralnych słowach. On oskarża policję o kłamstwo.

Dziś zapowiedział, że poda do sądu policjantów, którzy podczas zajścia sprzed siedmiu miesięcy przekroczyli - jego zdaniem - swoje uprawnienia. Skrytykował też prokuraturę, która, według niego, przewlekała sprawę. Niesprawność i czas, który upłynął, te 7,5 miesiąca, to jest świadectwo tego, jak działa państwo polskie, jak działa prokuratura - mówił dziennikarzom.

Przekonywał też, że w Polsce obywatele są pozbawieni prawa do obrony. Wymiar sprawiedliwości, jak twierdzi, w sytuacji konfliktu, gdy jest głos obywatela i funkcjonariusza - słucha tego drugiego.

W październiku zeszłego roku Wipler mówiąc o zajściu tłumaczył, że dowiedział się, iż jego żona jest po raz piąty w ciąży i postanowił w związku z tym świętować z przyjaciółmi. Po wyjściu z klubu - według jego relacji - włączył się do policyjnej interwencji wobec innej osoby. Jak zapewniał, sam nie uczestniczył w zajściu, ale postanowił interweniować.

Na wstępie dosyć szybko użyto przeciw mnie gazu, przewrócono mnie na podłogę, kopano mnie w głowę, klęczano na mnie, skuto mnie kajdankami, pobito mnie. Wielokrotnie polewano mnie - był to na pewno jakiś żrący środek - byłem kopany w krocze, w plecy i po nogach - mówił wtedy poseł.

Utrzymywał, że lekarze stwierdzili u niego m.in. uszkodzenie rogówki i liczne stłuczenia oraz otarcia.

(j.)