To zawód, który dopiero cztery lata temu wpisano do Ustawy o pomocy społecznej. Asystenci pracują w ośrodkach pomocy społecznej, ale tylko współpracują z pracownikami socjalnymi. Swoich podopiecznych odwiedzają znacznie częściej, a w pracy wyznaczają konkretne cele.

REKLAMA

W całej Polsce jest ich kilka tysięcy, w Warszawie - blisko stu. W każdej dzielnicy jest różna liczba asystentów. Na Pradze Południe czy na Woli jest ich dziewięciu, ale w Wilanowie tylko jeden - wylicza Agnieszka Wołk-Pomaska, liderka asysty rodzinnej na Pradze Południe.

Każdy z asystentów zajmuje się maksymalnie 15 rodzinami. Działa wyłącznie za zgodą swoich klientów i odwiedza ich raz w tygodniu. Z daną rodziną może pracować maksymalnie trzy lata. Współpracę z nami proponuje się na przykład, by dzieci nie trafiały do pieczy zastępczej - wyjaśnia Wołk-Pomaska, ale problemy, z którymi na co dzień spotykają się asystenci rodzin - to także problemy finansowe czy zdrowotne, także psychiczne. Najczęściej trafiamy do rodzin z problemem przemocy, uzależnień - najczęściej od alkoholu, a w większych miastach - także z narkomanią - zdradza Joanna Kaczmarek, asystentka rodziny z Tarnowskich Gór. Bardzo często widzimy bezradność rodziców w sprawach opiekuńczo-wychowawczych - dodaje Kaczmarek.

Kiedy zakręt przechodzi w rondo

To poważne problemy, z których (w obiegowej opinii) trudno się wydostać. Asystenci rodziny z kilkuletnim stażem mówią jednak, że z każdego życiowego zakrętu można wyjść na prostą! Mam mnóstwo przykładów ze swojej pracy. Oczywiście nic na sto procent i nie od razu. Ale na przykład zajmuję się panem, którego żona zachorowała na raka. Gdy umierała mówił, że przekaże dzieci do domu dziecka, bo nie da rady z opieką. Teraz sam wychowuje czwórkę dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. I jest cudownym ojcem, z takimi pomysłami. Nie znam drugiego takiego człowieka, choć sam intelektualnie oscyluje na granicy normy - mówi jeden z asystentów rodziny ze Śląska. Na 36 rodzin, którymi się dotąd zajmowałam tylko kilku nie udało się pomóc. Reszta poprawiła warunki swojego życia - dorzuca Kaczmarek.

Złote środki?

Stawiam bardzo na poprawę komunikacji. Rozmowa w rodzinie jest najważniejsza - mówi Joanna Kaczmarek - Zmiany widać najbardziej, gdy rodzice uwrażliwiają się na potrzeby dzieci. Czasem docieram do problemów rodzin właśnie przez tych najmłodszych. Pamiętam, że na przykład o przemocy w rodzinie nie powiedzieli mi rodzice, a dopiero dzieci zaczęły mówić. Wtedy mama włączyła się do współpracy. Jeśli problemem jest na przykład alkohol, namawiam nawet do małych kroków w kierunku zmiany.

Niesamodzielna i trudna praca

Sami o sobie mówią jednak z mniejszym optymizmem. Nie mamy godzinowego dnia pracy, jesteśmy zadaniowi. Pomagamy naszym klientom w urzędach, w szkołach czy ośrodkach zdrowia. W rozwiązywaniu problemów współpracujemy też z psychologiem, pielęgniarkami środowiskowymi czy pedagogiem. Samy mamy specjalne superwizje, by "nie nasiąkać klientami". Choć pracujemy w ośrodkach pomocy społecznej, nie mamy na przykład "trampkowego", a płaca jest nieco mniejsza, niż u pracowników socjalnych - mówi jeden z asystentów rodziny z Mazowsza.

Asystenci kształcą się na 240-godzinnym kursie. Są absolwentami pedagogiki, psychologii, pracy socjalnej, rzadziej - prawa. Na co dzień starają się nie być urzędnikami. Przyznają, że czasem przymykają nawet oko, gdy w rodzinie ktoś długotrwale bezrobotny - nagle zaczyna pracować "na czarno". Ale są też sytuacje, gdy muszą informować pracownika socjalnego czy kuratora sądowego o niepokojących zdarzeniach.

***
W minionym tygodniu asystenci z całej Polski wymieniali się doświadczeniami z pracy. W Warszawie odbył się IV Zlot Asystentów Rodzinnych. Dyskutowano na nim między innymi o różnych technikach komunikacji - na przykład o tzw. dialogu motywującym w różnych etapach zmiany, ale też o postulatach zmian w ustawie o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.

Romuald Kłosowski