Prokuratura i służba więzienna wyjaśniają, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przez pracowników nadzorujących monitoring w Areszcie Śledczym w Piotrkowie Tryb. Ma to związek z pojawieniem się w internecie nagrania z celi dla szczególnie niebezpiecznych osadzonych.
Według służby więziennej, nagraniem mógł dysponować jeden z dwóch osadzonych, którzy występują na filmie. Zapis z monitoringu jest bowiem jednym z dowodów w sprawie o odszkodowanie, którą wytoczył on Skarbowi Państwa.
Rzecznik piotrkowskiej prokuratury okręgowej Witold Błaszczyk przyznaje, że widział nagranie i jego zdaniem - jeśli to jest autentyczny film z wewnętrznego monitoringu w areszcie - taki materiał nie powinien wydostać się na zewnątrz i znaleźć w internecie. Wyjaśniamy, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przez pracowników, którzy mają nadzór nad wewnętrznym monitoringiem w areszcie. Jest za wcześnie, by wypowiadać się w tej sprawie - powiedział Błaszczyk.
Według gazety "Polska Dziennik Łódzki", która opisała sprawę, film można znaleźć na You Tube. Nagranie z celi aresztu dla szczególnie niebezpiecznych osadzonych trwa niecałe 5 minut. Można zobaczyć, jak "umeblowana" jest cela i jak osadzeni wykonują ćwiczenia. Jeden z mężczyzn występujących w filmie ma zamazaną w prostym programie komputerowym twarz, drugiego można bez problemu rozpoznać. Według gazety to Włodzimierz G., oskarżony m.in. o udział w łódzkiej "ośmiornicy" i zabójstwo.
Rzeczniczka prasowa Centralnego Zarządu Służby Więziennej ppłk Luiza Sałapa powiedziała, że służba więzienna także prowadzi postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Jednak - według niej - jeden z osadzonych widocznych na filmie mógł otrzymać to nagranie z sądu, do którego złożył pozew o odszkodowanie za utratę zdrowia. Prokuratoria Generalna, która reprezentuje Skarb Państwa w sprawach o odszkodowanie powyżej 70 tys. zł, dostała nagranie od dyrektora aresztu niejako jako dowód w sprawie, że ten osadzony nie jest chyba aż taki chory, skoro obaj ćwiczą na tym filmie. Płyta z nagraniem trafiła do sądu, a sąd przysłał do skazanego. On prawdopodobnie wyjeżdżał do sądu trzy dni po jej otrzymaniu i nie jest wykluczone, że tę płytę wziął ze sobą. Sprawę trzeba jednak wyjaśnić - zaznaczyła Sałapa.