Kary 5 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata żąda prokuratura dla mężczyzny oskarżonego o usiłowanie zamachu na byłego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Obrona chce uniewinnienia. Wyrok ma zapaść 16 listopada.

REKLAMA

Marek Majcher (zgadza się na ujawnienie swych danych, sam nazywa się "działaczem prawicowej opozycji antysystemowej") został oskarżony o to, że w trakcie wiecu przedwyborczego Bronisława Komorowskiego 3 marca 2015 r. na Rynku Głównym w Krakowie najpierw wyzywał wchodzącego na scenę prezydenta, a następnie, stojąc w tłumie zamachnął się, usiłując rzucić w Komorowskiego krzesłem. Mężczyzna został zatrzymany przez funkcjonariuszy w cywilu. Odpowiada także za posługiwanie się podczas zatrzymania cudzym dokumentem i podawanie nieprawdziwej tożsamości - "Marek Marecki".

W piątek sąd wysłuchał zeznań ostatnich świadków oraz mów końcowych prokuratora i obrońcy. Zdaniem prokuratury oskarżony powinien zostać uznany za winnego zarzucanych mu czynów. Przeprowadzone dowody wskazują, iż oskarżony co najmniej kilkukrotnie wypowiadał pod adresem prezydenta słowa wulgarne - mówił prokurator Andrzej Kabat. Dodał, że zeznania zabezpieczających wiec wyborczy funkcjonariuszy policji są spójne, logiczne, konsekwentne i wzajemnie ze sobą korespondują, a usiłowanie czynnej napaści na prezydenta potwierdza nagranie zarejestrowane przez jedną ze stacji telewizyjnych.

Zdaniem oskarżenia istniało realne zagrożenie dla bezpieczeństwa prezydenta - mówił prok. Kabat. Do napaści nie doszło - bo jak zauważył - udaremnili ją interweniujący funkcjonariusze. Oskarżenie nie kwestionuje, że krzesło było elementem happeningu. Było, ale do czasu, do momentu, kiedy oskarżony usiłował rzucić nim w prezydenta - podkreślił prokurator. Oskarżony naruszył swoim zachowaniem powagę i autorytet urzędu prezydenckiego, prezydenta jako najwyższego przedstawiciela narodu. Głowie państwa należy się szacunek i ochrona przed atakami zarówno werbalnymi, jak i fizycznymi, niezależnie od jego poglądów i przekonań politycznych - tłumaczył.

Prokurator przypomniał, że według biegłych psychiatrów oskarżony w czasie popełnienia zarzucanych mu czynów miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Wystąpienie zakończył wnioskiem o wymierzenie podsądnemu kary łącznej 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata.

"Cała sprawa od początku do końca została sprowokowana"

Obrońca mężczyzny mec. Bartłomiej Czech-Kosiński odczytał list, w którym jego klient napisał, że "dla wszystkich obecnych na wiecu Bronisława Komorowskiego jasnym było, że krzesło, którym rzekomo miał dokonać zamachu, było elementem happeningu politycznego wyśmiewającego wpadkę dyplomatyczną prezydenta w Japonii". Cała sprawa od początku do końca została sprowokowana i spreparowana przez funkcjonariuszy policji - twierdzi Marek Majcher.

Zwykły obywatel ma prawo do krytyki - przekonywał adwokat. Krok od krzesła i jego podniesienia do zamachu na prezydenta dzieli morze, a nawet ocean - dodał. Podkreślił, że zeznania świadków i materiał ikonograficzny zaprezentowany w trakcie postępowania wykluczają, by oskarżony mógł dosięgnąć krzesłem prezydenta. Odległość była zbyt duża. Tłum zbyt mocno napierał, nie było możliwości rozpędu, jak zeznał dzisiaj świadek. Nawet nie odnotowano zamachu - mówił mec. Czech-Kosiński. Oskarżony nie naruszył godności urzędu prezydenta. On tą godność obronił, występując skutecznie wobec osoby, która jego zdaniem i zdaniem większości - choćby wyborców - opowiedział się przeciwko karygodnemu zachowaniu prezydenta w Japonii. Ale to nie jest sprawa polityczna. Moim zdaniem to sprawa indolencji, sprawa tak zwanego dmuchania na zimne. Przy tym dmuchaniu na zimne można się naprawdę poparzyć - przekonywał.

(mn)