Jeszcze dziś w Ministerstwie Zdrowia odbędzie się spotkanie z przedstawicielami Ogólnopolskiego Protestu Logopedów. Specjaliści od terapii mowy nie zgadzają się na wpisanie ich zawodu do projektu ustawy o niektórych zawodach medycznych. W myśl nowych regulacji specjalista prowadzący prywatną praktykę musiały założyć placówkę medyczną i spełnić wyższe standardy niż lekarz prowadzący prywatną praktykę w domu. Nowe rozwiązania prawne zawodu logopedy martwią rodziców, których dzieci korzystają z terapii. Obawiają się ograniczeń w dostępności do specjalisty.

REKLAMA

Prawie 100 tysięcy osób podpisało apel logopedów o wykreślenie ich profesji z Ustawy o niektórych zawodach medycznych.

W myśl ustawy zawód logopedy został uznany za zawód pomocniczy (a nie samodzielny jak np. fizjoterapeuta). Zmienia to warunki prowadzenia indywidualnej praktyki. Do tej pory logopeda mógł założyć działalność gospodarczą i na tej podstawie, spełniając ogólne przepisy sanitarne, świadczyć usługi.

Po zmianach wymagane jest założenie podmiotu leczniczego (dla zobrazowania podmiotami leczniczymi są przychodnie lekarskie i szpitale). Oznacza to zupełnie inne wymogi lokalowe (osobne toalety dla pacjentów i pracowników, dostosowanie gabinetu do osób niepełnosprawnych, konieczność wywozu odpadów medycznych, inne prowadzenie dokumentacji).

"Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli zostać bez zajęć logopedycznych"

Te skomplikowane wymogi sprawią, że część logopedów zrezygnuje z prowadzenia własnej działalności. I to budzi obawy rodziców.

W sumie trójka moich dzieci uczęszcza na zajęcia logopedyczne i boję się, że po tych przepisach, które rząd chce wprowadzić, niestety nie będziemy mieć dostępu do takich zajęć. Bardzo ciężko jest dostać się na zajęcia logopedyczne, przynajmniej u nas w mieście. Jeden syn potrzebuje takich zajęć bardzo. Ma je praktycznie od trzeciego roku życia, bo jest autystą. Ma bardzo duży problem z mową, więc cały czas wymaga tych zajęć. Bardzo długo będzie jeszcze wymagał. Drugie dziecko ma centralne zaburzenia słuchu. Te zajęcia, potrzebne mu są nawet do tego, żeby po prostu lepiej funkcjonował w szkole. A trzecie dziecko jest wcześniakiem i też ma problemy z wymową, z różnymi wymową głoskami - mówi mam z Mielca.

Wcześniej starała się o uzyskanie wsparcia z Narodowego Funduszu Zdrowia. Zaproponowano jej termin dopiero za osiem miesięcy. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy tyle czasu czekali. Dla niego 8 miesięcy to jest bardzo długi czas, więc nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli zostać bez zajęć logopedycznych. Dzięki tej ustawie niestety przynajmniej u nas w mieście zniknie bardzo dużo logopedów i te dzieci po prostu zostaną z dnia na dzień bez zajęć - martwi się mama w sumie trójki pacjentów. Każde jej dziecko chodzi do innego logopedy, specjalizującego się w danym konkretnym zaburzeniu. Wszyscy trzej zadeklarowali, że nie są w stanie spełnić nowych wymogów i będą musieli zrezygnować z prywatnego gabinetu.

Terapia w formie zabawy

Logopedzi podnoszą też inny problem dotyczący dostosowania gabinetów do wymogów placówek medycznych. Alarmują, że to oznacza, że nie będą mogli stosować na swoich zajęciach wielu zabawek, maskotek, książeczek, gier planszowych. To elementy, które ze gabinetu specjalisty tworzyły bezpieczną i atrakcyjną przestrzeń dla dziecka.

Taka zmiana nie podoba się panu Hubertowi, tacie czteroletniego chłopca.

Mam synka, który od dwóch lat uczęszcza do logopedy do Pani Karoliny. Można szczerze powiedzieć, że po tych dwóch latach widać bardzo dużą różnicę jeśli chodzi o jego rozwój. Po prostu się otworzył na innych ludzi. On chce współpracować. Jeszcze nie mówi, ale widać, że bardzo się stara i chce do tego doprowadzić. Przede wszystkim wydaje mi się, że jeśli ta ustawa weszłaby, to jednak dostęp do tych logopedów byłby dużo, dużo bardziej ograniczony. Poza tym logopedzi będą mieli związane ręce. Teraz wchodząc do gabinetu logopedycznego jest kolorowo, jest fajnie, są zabawki, dzieci są chętne na naukę, robią postępy, bo wszystko jest prowadzone w formie zabawy.

"To wszystko uderza w dzieci"

Pani Joanna z Poznania mama siedmioletniego Mikołaja również dostrzega, że przy takich np. problemach jak autyzm dziecku będzie dużo trudniej odnaleźć się na terapii w gabinecie przypominającym przestrzeń przychodni. Z koli małym dzieciom o wiele łatwiej pracuje się na dywanie niż przy stoliku.

Uderza to wszystko rzeczywiście na końcu w te dzieci. Chcemy, żeby one w przyszłości nie były obciążeniem dla państwa. Wiadomo, jako rodzice jesteśmy najbardziej tym zainteresowani, żeby one, stanęły na własnych nogach, były jak najbardziej samodzielne. Nie da się tego zrobić bez umiejętności mowy, jest to jeden z głównych filarów. Jeżeli tego ich pozbawimy, to obawiam się, że będzie naprawdę źle.

Pani Joanna obawia się również, że wprowadzenie ustawy będzie wiązało się z podniesieniem cen w prywatnych gabinetach, które będą musiały ponieść koszty dostosowania się do wymogów.