Polska ostatecznie porozumiała się w sprawie importu ryb między Unią Europejską i nowymi członkami Unii a Norwegią, Islandią i Lichtensteinem. Okazuje się, że porozumienie zostało zawarte jeszcze w zeszłym tygodniu, ale poinformowano o tym dopiero wczoraj.

REKLAMA

Jak nieoficjalnie dowiedziała się korespondentka RMF w Komisji Europejskiej, Polska prosiła, by nie ujawniać przed referendum wyniku tego porozumienia. Oznacza ono bowiem negocjacyjne ustępstwo z naszej strony, a wykorzystane przez eurosceptyków, mogło zaszkodzić wynikom głosowania. Stawką jest bowiem los ok. 25 tysięcy pracowników polskich zakładów przetwórstwa rybnego.

Nasz dotychczasowy, bezcłowy import łososi, makreli i śledzi, został zastąpiony kontyngentem, z którego będą mogły korzystać także inne kraje Unii, np. Niemcy. Warszawa starała się o gwarancje, że z części tego kontyngentu będą mogły korzystać tylko polskie firmy. Nic takiego nie udało się jednak uzyskać.

Istnieje więc niebezpieczeństwo, że mniejsze polskie zakłady przegrają konkurencję o dostęp do tego kontyngentu z wielkimi hurtowniami krajów Piętnastki. Dla polskich zakładów oznaczać to będzie wyższe ceny ryb, a w konsekwencji może i konieczność zaprzestania produkcji.

Wygląda więc na to, że pierwsze śmieci, zamiatane pod dywan przed referendum europejskim, zaczynają wychodzić na światło dzienne...

05:50