Nie będzie przedterminowych wyborów - zadecydował prezydent. Ale na jego opinii zaważyło dopiero podpisanie przez Samoobronę i LPR aneksu do paktu stabilizacyjnego z PiS-em, w którym partie zobowiązują się nie popierać nawet poprawek zgłaszanych przez opozycję.

REKLAMA

W warunkach, gdy pakt taki został zawarty nie widzę przesłanek do skorzystania z artykułu 225 konstytucji RP i skrócenia kadencji parlamentu. Prezydent powiedział, że jest zadowolony z paktu stabilizacyjnego między PiS, LPR i Samoobroną.

Wydaje się jednak, że ważniejsze było wcześniejsze oświadczenie jego brata, szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego o aneksie do paktu stabilizacyjnego. Dokument zgodnie, z którym poprawki do projektów ustaw mogą być zgłaszane tylko za zgodą wszystkich uczestników paktu, czyli PiS, LPR i Samoobrony. To już jest najdalej idące porozumienie jakie sobie można tylko wyobrazić. Ja mam nadzieję, że prezydenta w tej sprawie przekonam – powiedział Jarosław Kaczyński.

Wszystko zaczęło się o godzinie 15:15. Dziennikarsko-polityczny świat poraziła depesza PAP o treści „Prezydent jest bliski rozwiązania Sejmu – powiedział nam jeden z polityków PiS”. Wtedy zawrzało. Informacje goniły informacje: Premier wybiegł ze spotkania z zarządem NBP. Premier odwołał konferencję. Prezydent wezwał do siebie marszałków Sejmu i Senatu. Prezydent planuje telewizyjne orędzie na godzinę 20. Zbiera się rada sygnatariuszy paktu. Prezydent się waha. Prezydent przesuwa orędzie.

I to był szczyt napięcia, ponieważ potem ten nadęty balon powoli zaczął tracić powietrze. Najpierw panowie Giertych i Lepper podpisali kolejne zobowiązanie. Potem wyszedł Jarosław Kaczyński, który oświadczył, że będzie namawiał brata, aby ten nie rozwiązywał parlamentu. Wtedy wszystko zaczęło zmierzać do szczęśliwego dla Sejmu finału, który nastąpił o 21:15, kiedy prezydent oświadczył, że parlamentu nie rozwiązuje.

Wszystko kończy się dobrze. Pytanie tylko, jaki był cel tego przedsięwzięcia. Jeśli tylko taki, aby Samoobrona i LPR podpisały aneks do paktu stabilizacyjnego gwarantujący nieprzyjmowanie nieuzgodnionych wspólnie poprawek do ustaw, to wydaje się to trochę strzelaniem z armaty do muchy.

Może jednak chodziło o coś jeszcze. Być może o to, aby pokazać, że prezydent jest samodzielnym politykiem, który będzie ostro grał i który politycznym ustaleniom i paktom - nawet zawieranym przez własnego brata - niekoniecznie musi przyklaskiwać. Być może także chodziło o jakieś rozgrywki wewnątrz obozu rządzącego. Mówi się o tym, że w ostatnich dniach na linii bracia Kaczyńscy – Kazimierz Marcinkiewicz nie układało się najlepiej. Być może było to grożenie palcem premierowi. Forma przerosła jednak treść.