52-latek z Tarnowskich Gór o mały włos nie stracił szansy na przeszczep płuca. Kiedy znalazł się organ, lekarze ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu nie mogli się z pacjentem skontaktować. Poprosili o pomoc policjantów, którzy nie bez kłopotów mężczyznę odszukali.

REKLAMA

Jak oceniali lekarze, czekający na przeszczep 52-latek miał tylko 15 proc. szans na otrzymanie płuca. Kiedy pojawił się dawca, lekarze z Oddziału Transplantacyjnego nie mogli się jednak do pacjenta dodzwonić. Bezcenny w takich sytuacjach czas uciekał.

W środku nocy poprosili więc o pomoc policję. Zastępca dyżurnego tarnogórskiej jednostki asp. szt. Krzysztof Szulc skierował patrol do mieszkania mężczyzny, jednak nikogo tam nie było. Szulc zorientował się, że będąc dzielnicowym, poznał 52-latka i miał jego numer telefonu. Pacjent jednak nie odbierał połączenia.

Zastępca dyżurnego pamiętał, że 52-latka może także znać kolega z wydziału kryminalnego. Zadzwonił do niego i opowiedział, co się stało. Okazało się, że kolega znał drugi adres zamieszkania mężczyzny. I tam właśnie udało się przekazać mu dobrą wiadomość. Niedługo potem tarnowianin leżał już na stole operacyjnym. Operacja zakończyła się pomyślnie.

Żona mężczyzny przyznała po wszystkim, że stan zdrowia męża był ciężki. Kiedy zaś pojawiła się szansa na przeszczep, mógł ją stracić. Gdyby policjanci nie wykonali tylu czynności i nie dotarli do mojego męża na czas, tego przeszczepu by nie było - stwierdziła, dziękując za pomoc.

Kobieta przyznała, że widziała, iż ktoś dzwonił do męża nad ranem. Myśleliśmy, że to pomyłka. Numer telefonu, który do nas dzwonił, był inny od tego, który przekazał nam szpital. Zignorowaliśmy go - wyjaśniła. Kiedy zadzwonił do nas policjant z informacją, że mamy organ, byliśmy w szoku. Natychmiast skontaktowaliśmy się ze szpitalem, że jedziemy - dodała.

Operacja trwała 13 godzin, tyle samo późniejsze wybudzanie pacjenta. 52-latek przebywa w szpitalu, gdzie odzyskuje sprawność.

(j.)