W najbliższą sobotę, po raz pierwszy od bardzo dawna dojdzie do wizerunkowego starcia dwóch największych osobowości polskiej polityki ostatnich lat. Jego bohaterami będą Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, którzy w wyreżyserowanych przez siebie okolicznościach wrócą do pojedynku trwającego już od dwóch dekad.

REKLAMA

Plan PiS...

Kongres statutowo-wyborczy Prawa i Sprawiedliwości zapowiadany był już dawno. Pierwotnie miał się odbyć w ubiegłym roku, na przeszkodzie stanęła jednak epidemia Covid-19. Celem kongresu jest wybór władz i prezesa partii oraz przeprowadzenie zmian w jej statucie. Jarosław Kaczyński kolejny raz ma kandydować na prezesa i kolejny raz zapowiedział, że robi to po raz ostatni.

Po wszystkich wcześniejszych wyborach nikt nie wątpi w jego kolejną wygraną - Kaczyński jest prezesem PiS od początku istnienia partii.

Całodzienne obrady z udziałem 1500 delegatów miały przyćmić wszelkie inne wydarzenia i oczywiście by się to udało, gdyby nie nagła konfrontacja narzucona przez Platformę Obywatelską, która w ostatniej chwili na ten sam dzień zwołała posiedzenie swojej Rady Krajowej.

... i komplikacje PO

Kilkusetosobowe władze PO nie mogą z kongresem PiS konkurować liczebnością zgromadzonych, wizerunkowo ich zebranie może jednak przyćmić event partii rządzącej. Taki jest też zapewne zamiar polityków Platformy - to na posiedzeniu Rady Krajowej ma być już nie ogólnikowo i w wywiadzie prasowym, ale oficjalnie ogłoszony powrót do polskiej polityki Donalda Tuska - przez lata wręcz osobistego przeciwnika prezesa Kaczyńskiego.

Decyzja, żeby szczegóły przeciągającego się powrotu ogłosić w dniu, kiedy główny oponent potwierdza swoje przywództwo, nie jest przypadkiem. Platforma wyraźnie chce swoim przekazem "przebić" doniesienia z kongresu PiS. To oznacza, że musi on być mocny.

Gdzie dwóch się bije tam trzeci... znika?

Prawdopodobny powrót polskiej polityki w koleiny sporu Kaczyński - Tusk nie jest wiadomością dobrą dla wszystkich poza PiS i PO. Dla nich samych jednak, dzięki wciąż towarzyszącym obu adwersarzom emocjom to zwrot bardzo korzystny; rządzący mieliby z powrotem jednego głównego przeciwnika, co mobilizowałoby szyki prawicy.

Z kolei sprowadzona dziś do roli jednej z kilku środowisk opozycji Platforma zyskałaby na znaczeniu. Sprawiłby to zapewne nie tylko sam autorytet i umiejętności polityczne Tuska, ale też przewidywane ześrodkowanie ataków zewnętrznych właśnie na PO, co automatycznie zwracałoby uwagę na tę partię.

Będzie tak, jak było?

Powrót Tuska niekoniecznie jednak odniesie takie właśnie skutki. Sceptycy wskazują na fakt, że honorowy dziś przewodniczący PO niej jest w polskiej polityce obecny od 2014 roku. W dorosłe życie zdążyło od tego czasu wejść całe pokolenie wyborców, którzy mogą uważać spór PiS-PO za przebrzmiały i dla nich niepojęty, a samego Tuska za "dziadersa".

Nie znamy też roli i warunków, na jakich wieloletni premier i twórca PO miałby do czynnej polityki wrócić. Te jednak możemy poznać właśnie w sobotę.

I to właśnie sprawia, że najbliższy weekend zapowiada się tak obiecująco.