Ministerstwo Obrony Narodowej nie kupi tysiąca taktycznych długopisów, które poza pisaniem w ekstremalnych warunkach miały mieć zbijak do szyb, nożyk i latarkę. Resort Antoniego Macierewicza, po interwencji naszego reportera, wycofał się z przetargu.

REKLAMA

Resort tłumaczy w komunikacie, że "długopisowe gadżety w oczywisty sposób nie spełniają roli promocyjnej". Po drugie ministerstwo przyznaje, że długopisy są za drogie. Zamówienie zostało wycofane - podkreśla MON.



Przypomnijmy, że MON za tysiąc długopisów z lotniczego aluminium, z wygrawerowanym logiem resortu, było gotowe zapłacić 83 tysiące złotych.

Prawdopodobnie jest jeszcze jeden powód rezygnacji z przetargu, który MON pomija w komunikacie. Jak wykazaliśmy, na posiadanie takich długopisów z ukrytym ostrzem, wymagane jest pozwolenie na broń. Polska ustawa stwierdza bowiem, że ostrza ukryte w przedmiotach niemających wyglądu broni" są bronią białą, co stawia je w tym samym rzędzie co kastety, laski z ukrytym ostrzem, metalowe pałki z twardą końcówką, nunczaku, kije przypominające baseballowe i inne zakazane przedmioty".

Być może dopiero nasza interwencja zmusiła urzędników ministra obrony, by przed zakupem długopisów spojrzeli do ustawy o broni.

Zmienili zamówienie. Nie długopis taktyczny, a elegancki

MON zmienił więc zamówienie na długopisy: nie maja być "taktyczne", a "eleganckie".

Jak już wspominaliśmy, na świecie istnieje bodaj tylko jeden model długopisu taktycznego, wyposażony jednocześnie w nożyk, zbijak do szyb i latarkę. Wytwarza go pod różnymi markami producent w Chinach. Inni producenci ograniczają i różnicują wyposażenie długopisów taktycznych ze względu na przeznaczenie. Niektóre zamiast wolframowych końcówek do wybijania szyb mają miękkie końcówki służące do pracy na ekranach dotykowych, inne w miejsce latarki osadzają gumki, etc. Nie bez znaczenia są też obowiązujące w wielu krajach ograniczenia prawne, dotyczące noży.

(mal)