Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uniewinnił byłego ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza oskarżonego o niedopełnienie w 1999 roku obowiązków przy prywatyzacji PZU. W ocenie sądu jest oczywiste, że oskarżony działał na korzyść Skarbu Państwa.

REKLAMA

Postępowanie ma 15-letnią historię: prokuratura badała prywatyzację PZU od stycznia 2005 roku. Gdy proces się rozpoczynał, sąd zapewniał, że będzie się starał, aby postępowanie toczyło się szybko, "jeśli takiego określenia można używać do sprawy, która ma 500 tomów akt". Prokuratura zawnioskowała o karę pozbawienia wolności w zawieszeniu i wysoką grzywnę. Obrona chciała uniewinnienia, a sam Emil Wąsacz zapewniał, że prywatyzację przeprowadził "w sposób absolutnie na korzyść Skarbu Państwa".

W poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście zdecydował o uniewinnieniu Wąsacza.

W trwającym niemal półtorej godziny ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Marta Pilśnik wskazywała, że Emil Wąsacz działał zgodnie z uchwałą kierunkową Rady Ministrów dotyczącą prywatyzacji PZU.

"Sąd nie dostrzega żadnej podstawy, ani by stwierdzić, że oskarżony nie dopełnił obowiązków, ani by stwierdzić, że miał działać na szkodę interesu publicznego (...) W ocenie sądu jest oczywiste, że oskarżony działał na korzyść Skarbu Państwa" - podkreśliła.

Jak wskazywano, na to, że Wąsacz został postawiony przed sądem, złożyło się kilka czynników.

"Najważniejszym chyba było niezrozumienie istoty sprawy. Wydaje się sądowi, że gdyby w odbiorze społecznym było dla wszystkich jasne, że PZU było bankrutem na skraju likwidacji i że konieczne jest wprowadzenie inwestora strategicznego do spółki (...), to pan oskarżony nigdy by nie stanął przed sądem" - podkreślała sędzia.

Sąd zaznaczył ponadto, że aktu oskarżenia nie skierowano wobec żadnej z osób doradzających byłemu ministrowi, a ten podejmował przecież decyzje zgodne z ich rekomendacjami.

"Sąd jest pod dużym wrażeniem postawy pana oskarżonego, który de facto od 20 lat odbywa już karę, chociaż nigdy nie został skazany. Bardzo duże wrażenie zrobiła pokora pana oskarżonego w oczekiwaniu na ten wyrok" - podkreślała sędzia.

Były minister skarbu po ogłoszeniu wyroku powiedział dziennikarzom, że spodziewał się takiego rozstrzygnięcia, jednak - jak podkreślał - "zawsze jest pewien element niepewności" . "Myślę, że słowa pani sędzi najlepiej oddają to, co mnie spotkało" - powiedział Wąsacz, podkreślając, że chodzi o "bezsensowność" całego procesu i "olbrzymie koszty" dla podatnika. Przyznał, że faktycznie czuł się tak, jakby odbywał karę mimo braku faktycznego skazania.

Zarzuty Wąsaczowi postawiono we wrześniu 2006 roku. Były minister został zatrzymany przez policję na zlecenie prokuratury. Od początku nie przyznawał się do winy i mówił o politycznym tle sprawy. Powodem zatrzymania miała być informacja o próbie jego rzekomej ucieczki za granicę. Wąsacz przyznawał, że miał zamiar opuścić kraj: chciał jechać na wycieczkę z wnukiem i synem do Tybetu. Później sąd uznał jego zatrzymanie za bezzasadne, a Wąsacz wywalczył odszkodowanie z tego tytułu.

W 2010 roku ówczesna Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oskarżyła Wąsacza o niedopełnienie obowiązków ochrony interesów Skarbu Państwa przy prywatyzacji PZU w 1999 r. - w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Zdaniem śledczych Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu.