Będziemy pilotować sprawę górników z kopalni „Budryk” i ich żon - obiecują premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak. Premier wyraża głebokie współczucie, a minister gospodarki ostro sprzeciwia się emocjonalnej presji sterowanych, jak twierdzi, przez związkowców kobiet.

REKLAMA

Donald Tusk próbuje łagodzić konflikt, zapewniając, że on, wojewoda i wicepremier Pawlak oraz władze górniczej spółki robią wiele, by górnicy wrócili do pracy, a protest się skończył. Żadnego spotkania jednak nie obiecuje; przestrzega też przed eskalacją protestu. Mam pełny szacunek dla troski, zupełnie zrozumiałej, szczególnie z strony żon, ale płace górników, tak jak płace innych grup zawodowych, nie mogą zależeć od poziomu drastyczności protestu - mówił Tusk.

Rolę złego policjanta gra w rządzie Waldemar Pawlak. Wicepremier mówi twardo i stanowczo: Rozwiązanie problemu jest na Śląsku, w „Budryku”, a nie w Warszawie. Żony górników nie mają tu na co liczyć. Dodaje, że nie będzie żadnych wymuszonych spotkań w tej sprawie, a kurtuazja i relacje z kobietami nie mają tu nic do rzeczy.

W opinii wicepremiera wizyta kobiet w stolicy to tylko taktyka negocjacyjna związków. Żony górników nie prowadzą tej sprawy, a są w niej instruowane - uważa Pawlak.

Około 50 kobiet od wczoraj czeka na spotkanie z ministrem gospodarki w Centrum Dialogu Społecznego w Warszawie. Spędziły tam całą noc. Wicepremier pozostaje jednak nieugięty, apeluje do kobiet: Wracajcie na Śląsk, do mężów, a górnikom powtarza: Nie zasłaniajcie się żonami.

Kiedy wicepremier Pawlak przemawiał w gmachu ministerstwa gospodarki, w Centrum Dialogu Społecznego słychać było pomruk niezadowolenia. Tak żony górników z Budryka reagowały na słowa Pawlaka:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Zrobił z nas wysłanniczki związkowców, a my tylko chcemy zakończenia sporu - komentowała jedna z kobiet reporterowi RMF FM. Przebywające w Warszawie żony górników zapowiadają przyjazd do stolicy kolejnych kobiet.

Nadal mają one nadzieję na rządową gwarancję; że do rozmów z ich strajkującymi mężami w ogóle dojdzie. Chcą, żeby toczyły się one pod patronatem wojewody śląskiego, czekają na wyznaczenie terminu negocjacji. Bez podania konkretów, jak mówią, z Warszawy się nie ruszą.