"Oburzenie społeczne jest uzasadnione ostatnimi tragicznymi wydarzeniami. My je rozumiemy, ale nie możemy pisać prawa pod emocje". Tak premier tłumaczył zmiany przygotowane przez rząd ws. karania pijanych, wsiadających za kółko.

REKLAMA

Osoba, która po raz pierwszy zostałaby złapana za jazdę po pijanemu, traciłaby prawo jazdy na minimum trzy lata. Jeżeli kierowcy zdarzyłoby się to po raz drugi, dokument zostanie odebrany na minimum pięć lat.

Dla recydywistów jeżdżących po alkoholu kary bez zawieszenia

Dzisiaj ktoś, kto po raz pierwszy został przyłapany po spożyciu alkoholu, mówimy o tym wskazaniu powyżej 0,5, traci prawo jazdy na czas od roku do 10 lat. Sądy z reguły decydują się na te niższe wymiary kary. A więc naszym zadaniem jest przede wszystkim podniesienie dolnego pułapu. Będziemy proponowali podniesienie tej kary od minimum 3 lat do 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów. Nie mówimy o sprawcy wypadku, tylko o osobie, która jedzie pod wpływem alkoholu - tłumaczył Donald Tusk.

Przyłapany po raz drugi na jeździe po alkoholu traciłaby prawo jazdy na minimum 5 lat

Osoba po raz drugi przyłapana na jeździe pod wpływem alkoholu traciłaby prawo jazdy na minimum pięć lat do 15 lat. To minimum powoduje, że obligatoryjnie traci. Po raz pierwszy na trzy lata, po raz drugi na pięć lat. Dla osoby po raz pierwszy przyłapanej na jeździe pod wpływem alkoholu, będziemy proponowali obligatoryjną nawiązkę. Minimum pięć tysięcy złotych - dodaje Tusk. Jak wyjaśnił, ktoś, kto zostanie złapany na jeździe pod wpływem alkoholu po raz drugi, niezależnie od innej kary, będzie musiał też zapłacić nawiązkę - minimum 10 tys. zł. To dla wielu kierowców jest dotkliwa kara finansowa, dla nas ważne jest to, że to nie podlega negocjacji - podkreślił. Tusk przypomniał, że górna granica nawiązki to 100 tys. zł.

Wyrok będzie publicznie ogłoszony

Jak zaznaczył premier, kierowca pierwszy raz przyłapany na jeździe w stanie nietrzeźwości, musi po otrzymaniu wyroku liczyć się z tym, że wyrok będzie publicznie ogłoszony. Wraz z danymi tej osoby. Do tej pory ludzie, którzy tracili prawo jazdy, często wsiadali do samochodu i jeździli bez uprawnień, bo za to był mandat. Chcemy przenieść z kodeksu wykroczeń do kodeksu karnego te przypadki - powiedział Tusk na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu.

Ponadto premier zapowiedział, że za rok w pojazdach obowiązkowo mają pojawić się alkomaty. Dodał, że średni koszt takiego urządzenia to 5-10 złotych. Wiąże się to przede wszystkim z intencją, aby ograniczyć tak zwanych przypadkowych nietrzeźwych. Ludzie w Polsce bardzo często siadają za kółkiem tłumacząc sobie, że są trzeźwi, bo pili poprzedniego dnia - powiedział szef rządu.

Nie będzie obowiązku korzystania z alkomatu, ale obowiązek posiadania alkomatu, jak sądzimy, spowoduje radykalny wzrost korzystania z tego urządzenia prewencyjnie przez samych kierowców
" - powiedział premier.

"Sprawcy śmiertelnych wypadków stracą na zawsze prawo jazdy"

Donald Tusk chce też dożywotniego odbierania prawa jazdy kierowcom, którzy pijani spowodowali wypadek śmiertelny lub taki w którym osoba ranna została kaleką. Jest rzeczą dla mnie oczywistą, że sprawca wypadku, który był pod wpływem alkoholu i który doprowadził do trwałego kalectwa czy śmierci, nie może już nigdy więcej usiąść za kółkiem i że tam dożywotnie odebranie prawa jazdy jest także automatyczne - powiedział szef rządu.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Jak ocenił Tusk, choć obowiązujące instrumenty prawne w dyspozycji sędziów i prokuratorów są wystarczające, to rząd będzie także szukał nowych możliwości prawnych w ustawie o prokuraturze, które "pozwolą zwiększyć wpływ na politykę karną, w sytuacjach kiedy taka potrzeba będzie ewidentna". Zdaniem premiera sędziowie wymierzający karę pijanym kierowcom potrzebują "widełek".

Wiemy, że to, co się stało w Kamieniu Pomorskim, jest czymś odrażającym i chyba żaden prokurator i żaden sędzia nie powinien mieć wątpliwości, że warto sięgnąć tutaj po te maksima, jakie polskie prawo przewiduje. Wyobraźnia podpowiada nam sytuację, w której podobnie kwalifikowane zdarzenie może mieć zupełnie inny charakter. Warto, żeby sędzia miał możliwość wykorzystywania tego łagodniejszego wymiaru kar - tłumaczył.

Premier zastrzegł jednocześnie, że "nie chce naruszać tutaj w żaden sposób autonomii sądów". Będziemy chcieli rozmawiać, wykorzystując możliwości prawne, i nie przekraczając ram, w jakich możemy funkcjonować. Będziemy chcieli wpływać na tyle, na ile jest to możliwe, na sposób pracy prokuratury i sędziów w ramach ustroju, jaki w Polsce obowiązuje - twierdzi.

(ug)