Spośród 70 miejscowości, które w styczniu znikną z urzędowego spisu, aż siedem znajduje się w Zachodniopomorskiem. Nasz reporter Grzegorz Hatylak wybrał się do jednej z nich. Wieś Pomianka znajduje się przy drodze numer 10 prowadzącej ze Szczecina. Oto jego dziennik z podróży do wsi-widmo.

REKLAMA

Na stacji benzynowej na rogatkach Szczecina zaopatrzyłem się w kawę na drogę. Próbuję wstukać w GPS nazwę Pomianka. Bezskutecznie. Najbardziej zbliżoną nazwę w bezpośredniej okolicy ma wieś Pomień, między Reczem a Choszcznem. Ryzykować i szukać w ciemno na miejscu? Rozsądek nakazuje najpierw odwiedzić burmistrza, który się chce wsi-widma pozbyć.

Do Recza dotarłem po raz drugi w życiu. To malownicze miasteczko, które główna szosa na szczęście omija. Ciszę i spokój przerywa jedynie co godzinę bicie kościelnego dzwonu. Urząd mieści się w jednym budynku z komisariatem policji - takiego połączenia jeszcze nie spotkałem. Ale... całe życie człowiek się uczy.

Burmistrz uprzedzony telefonicznie o wizycie czeka na mnie i usprawiedliwiając się napiętym kalendarzem, od razu przechodzi do rzeczy. Rozmowa trwa dosłownie 3 minuty.

Ani na mapach cywilnych, ani w rejestrze gruntów nie ma śladu o Pomiance, obecnie widnieje tylko na mapach wojskowych - wyjaśnia Józef Romaszewski, burmistrz Recza. Dawniej mieszkało tam kilka rodzin, ale od kilkunastu lat nie ma żywej duszy. Mieszkańcy przenieśli się do pobliskiego Pomienia, opuszczone gospodarstwa zostały rozgrabione, budynki zawaliły się, zarosły trawą.

Czyli miałem rację z Pomieniem. Na szczęście to kilka kilometrów obok Recza. Z wojewódzkiej "151" prowadzącej do Choszczna skręcam w lewo. Z dwóch pasów pozostaje jeden - w porywach półtorej - o jakości takiej, że zgrzytam zębami, nieświadomy tego, że najgorsze dopiero przede mną.

We wsi pustawo, choć prawie przy każdym budynku stoi samochód. Chodzenie od domu do domu zapowiada się mało przyjemnie, bo psy w zagrodach duże i niezbyt przyjazne. Na dodatek mży. Na szczęście jest sklep, a jak jest sklep, to zawsze jest ktoś, kto coś wie. A nawet jak nie wie dużo, to chętnie powie.

Przed kościołem w lewo, potem prosto, a potem pan pyta, bo kręcenia dużo - dostaję pierwsze wskazówki.

Na rozwidleniu dróg w prawo i potem prosto przez las - to wskazówki drugie i jak się okazało ostatnie, bo potem już ani żywego ducha.

Droga z utwardzonej zmieniła się w polną, a potem w leśny dukt, który najchętniej pokonałbym traktorem albo jakimś terenowym UAZ-em, a nie skodą, która ma 10 cm prześwitu pomiędzy spoilerem a nawierzchnią. Jadę więc jednym kołem po garbie między koleinami, a drugim lekko po ściółce, modląc się do wszystkich świętych, żeby mi koła nie "zbuksowały" i nie wrzuciło mnie we wspomniane koleiny - bo utknę po wsze czasy.

Za lasem, który skończył się nieco gwałtownie, szczere pole i kępa drzew. Po wsi ani śladu. Dotarłem jednak do drzew i tuż obok zobaczyłem stosik kamieni, opodal drewniane bale. To jedyne co pozostało z Pomianki. Postałem, pofotografowałem i... stwierdziłem, że nie ma co dłużej marznąć.

W drodze powrotnej przez las - cały czas na wdechu, żeby mieć wrażenie, że jestem lekki i w ogóle wysoko zawieszony - pomyślałem, że warto poszukać kogoś, kto tam mieszkał. Stukam więc do pierwszej z brzegu chaty. Młoda kobieta poradziła mi, bym szczęścia szukał cztery domy dalej. Na wskazanym podwórku krzątał się mężczyzna, lekko rozczochrany i z wyglądu jakby wczorajszy. Tłumaczę o co chodzi..

Matki nie ma, poszła właśnie do sklepu - usłyszałem. Ruszyłem więc w kierunku sklepu, i kilkaset metrów dalej spotkałem na poboczu starowinkę.

Mieszkałam na górce za lasem. Trzy rodziny tam mieszkały - wyjaśnia. Ale wzięli my się wyprowadzili tu do Pomienia, najpierw Skoruch się wyprowadził, potem ja. A na końcu siostra Nocułowa. Dlaczego? Bo prądu nie chcieli poprowadzić, nie można było normalnie żyć. Tośmy się wynieśli w 1981 roku. Żałować nie ma czego, kamień na kamieniu nie został.

A za dwa tygodnie - z okładem - po wsi nie zostanie nawet ślad w papierach.