Nawet 10 tysięcy nauczycieli może wziąć udział w sobotniej manifestacji w Warszawie. Ich postulat to natychmiastowa podwyżka plac o 1000 złotych. "Nie za 3-4 lata, nie w postaci jakiegoś wyimaginowanego 500+ dla nielicznych tylko tu i teraz" - podkreśla prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz

REKLAMA

Członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego podczas sobotniej manifestacji w Warszawie wystąpią pod hasłami "Chcemy godnie zarabiać!" i "Chcemy godnie żyć!". Zaprotestują tym samym przeciwko niskim płacom pracowników oświaty, działaniom minister edukacji Anny Zalewskiej oraz będą apelować o jej dymisję.

Postulaty ZNP dotyczą przede wszystkim zwiększenia nakładów na edukację, a w tym zwiększenia płac nauczycieli, bo polscy nauczyciele należą do najgorzej uposażonych w Unii Europejskiej - podkreślił prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Dodał, że nauczyciele "nie chcą pracować w takim bałaganie, w takiej atmosferze i za tak niskie wynagrodzenie".

Chcemy, żeby polscy nauczyciele, na których spadł obowiązek wdrażania działań pani Zalewskiej, które trudno nazwać reformą, zarabiali godnie - mówił Broniarz. Mamy dość niskiego i wręcz uwłaczającego poziomu wynagrodzenia, i to osób, które mają wyższe studia, często dwa albo trzy fakultety, i swoją przyszłość zawodową łączą z zawodem nauczyciela - podkreślił. Chcemy, żeby ta podwyżka miała wymiar realny, a nie symboliczny - dodał.

Szef ZNP podkreślił, że nauczyciele mają "dość chaosu organizacyjnego realizowanego przez politykę Zalewskiej". Wracamy do naszego wielokrotnie zgłaszanego postulatu, aby premier Mateusz Morawiecki negatywnie ocenił działalność Zalewskiej i nie pozwolił na dalszą degrengoladę w edukacji, wynikającą z tego, co czyni Zalewska - oświadczył. Reforma Zalewskiej krzywdzi nauczycieli, krzywdzi także dzieci i my to mówiliśmy już dawno - przypomniał. Mówimy dość, żądamy dymisji i zwracamy uwagę premierowi, że oświata nie może funkcjonować w takim chaosie, dyskomforcie, niedoszacowaniu - podkreślił Broniarz.

Protest ZNP dołączy do manifestacji organizowanej przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych pod hasłem "Polska potrzebuje wyższych płac!". Zapowiada ono, że udział w nim wezmą pracownicy zrzeszonych w nim branż, m.in. górnictwa i energetyki, przemysłu, oświaty i nauki, usług publicznych, budownictwa, transportu i handlu. Udział deklarują też przedstawiciele sektora zdrowia, m.in. fizjoterapeuci.


Minister edukacji Elżbieta Zalewska zaznaczyła, że "bardzo szanuje sam protest i związki zawodowe". Upominać się o racje nauczyciela to upominać się o podstawowe prawa nauczyciela, które ja oczywiście szanuję - podkreśliła. Przypomniała o zapowiadanych rok temu podwyżkach, które, jej zdaniem, są realizowane. Podkreśliła, że podwyżkę średnio o tysiąc złotych otrzymają nauczyciele w ciągu roku i dziewięciu miesięcy. Ma się to wydarzyć, jak wskazała, "przy obniżonym pensum, bo decyzją z 2016 r., która weszła w życie w 2017 r., zlikwidowaliśmy tzw. godziny karciane, czyli darmowe 2 godziny obowiązkowe dla każdego nauczyciela".

Zalewska wyjaśniła też, że różnice w wysokości podwyżek wynikają ze stopnia awansu zawodowego poszczególnych nauczycieli.

Stażysta kontraktowy, mianowany, będzie miał zróżnicowaną (podwyżkę - PAP) w zależności od stopnia awansu. Przypomnijmy, że mówimy o średniej, która jest w tym minimalnym wynagrodzeniu - zwróciła uwagę minister. Dodała, że "od tego uzależnionych jest wprost 7 innych dodatków, dlatego, że pensja nauczyciela składa się nie tylko z pensji minimalnej, ale jeszcze z 16 innych wynagrodzeń, np. godzin nadliczbowych i tzw. trzynastki - one wprost liczone będą od tej kwoty podwyższonej".(mn)