Wynajmujesz mieszkanie, a po 10-15 czy 20 latach, przechodzi na twoją własność. To nowy mieszkaniowy program rządu Donalda Tuska, który ma zastąpić TBS-y. "Trzeba wprowadzić mechanizm bezpiecznego dochodzenia do prawa własności poprzez instytucje najmu" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim wiceminister infrastruktury Piotr Styczeń.

REKLAMA

Mariusz Piekarski: Czym program Grup Lokatorskich ma się różnic od dzisiejszych TBS-ów?

Piotr Styczeń: TBS-y dotychczas kierowały się zasadą, że prawa własności nie ma. My proponujemy przyciągnąć środki prywatne, które są w rękach osób fizycznych i związać je ze środkami publicznymi oraz z ewentualnymi kredytami, które będą brali inwestorzy - trzeba wprowadzić mechanizm bezpiecznego dochodzenia do prawa poprzez instytucje najmu. Prawo własności i dojście do niego poprzez instytucje najmu będzie zagwarantowane. Proponujemy, żeby TBS-y, spółdzielnie gminy, deweloperzy mogli umożliwić tym, co nie mają zdolności kredytowej, a mają pewne oszczędności, mogli zainwestować w wartość, jaką jest mieszkanie i w przyszłości uzyskać prawo własności. To może się stać np. po spłaceniu kredytu wziętego pod budowę budynku - np. po 30 latach albo wcześniej, gdy spłaci się w czynszu koszty poniesione przez dewelopera, spółdzielnie lub gminę.

Mówimy o grupach społecznych. Czy to oznacza, że budowa rozpocznie się dopiero, gdy zbierze się grupa osób z pewnymi oszczędnościami?

To raczej inwestor, TBS, spółdzielnia realizując projekt ogłasza, że szuka chętnych mających pewne pieniądze na wkład własny do 50 procent kosztów budowy danego mieszkania. Nie sztywne 50 procent, a do 50 procent. Jeśli inwestorowi będzie brakowało 20 procent, to o tyle poprosi. Jak ktoś ma więcej, to wpłaci więcej. Wtedy zmienia się koszt kredytu przypisanego do takiego lokalu. Grupa powstaje w związku z przypisaniem do konkretnej lokalizacji. To nie jest grupa, która będzie miała swoją tożsamość prawną. My uważamy, że nawet mieszana inwestycja - część na sprzedaż część pod wynajmem, będzie najbardziej pożądana.

Jakie będą warunki brzegowe przystąpienia do tego projektu? I czy to będzie opłacalne dla osób szukających sposobu na własne "M"?

Mimo że będzie to wynajem na warunkach rynkowych, to pracujemy nad tym, by było to opłacalne dla inwestora, ale wysokość czynszu musi być zawarta w tzw. godziwym zysku, a to jest już opisane w sądowych orzeczeniach. Dziś jest to na poziomie 7-8 procent zysku. W sytuacji, gdy do inwestycji przyłączy się gmina - np. poprzez przekazanie gruntów albo budżet państwa dopłaci do inwestycji w postaci zwrotnego grantu - to będziemy żądać, by inwestor spełniał warunki brzegowe w sprawie kosztów budowy i wtedy kreowali będziemy wielkość mieszkań. Dzisiaj w "Rodzinie na Swoim" kreujemy to na poziomie 75 m2 powierzchni użytkowej i tak będziemy starali się to utrzymać.

Po ilu latach mieszkanie przejdzie na własność?

Szacujemy, że najbardziej liczną grupą, która przystąpi do tego projektu będą osoby, które nie będą czekać 30 lat, aż spłacony będzie kredyt na dany lokal. To będzie okres przejściowy dla osób, które nie mogą same pozwolić sobie na takie mieszkanie, ale mają pewne oszczędności, by wejść do grupy.

Czy taki czynsz powiązany z prawem własności za kilkanaście lat, będzie dużo droższy niż wynajęcie mieszkania na rynku?

Myślę, że to będzie wynajęcie zbliżone do tego na rynku. Oczywiście koszt będzie uzależniony od lokalizacji. Będzie to inaczej w Warszawie, gdzie niższe są koszty budowy, a inaczej w Koszalinie. To rynek zweryfikuje. Także jeśli chodzi o zapotrzebowanie na metraż.

A pomoc państwa w tym programie.

Proponujemy inwestorom - jeśli nie mają dość swoich środków, a nie chcą brać wielkich kredytów - grant w wysokości 20 procent. Ale wtedy żądamy spełnienia warunków dotyczących metrażu, niskich kosztów budowy i ograniczonego zysku na czynszu.

Kiedy program ruszy?

Rok 2012 to rok ostatecznej refleksji nad "Rodziną na swoim", ale na dziś program ma być wygaszony. Jeśli "Rodzina" skończy się 31 grudnia 2012 to 1 stycznia 2013 już powinien być uchwalony nowy program.