Tragedia na mecie Biegu Urodzinowego w Gdyni: zmarł 48-letni uczestnik zawodów.

REKLAMA

W świętującej urodziny Gdyni od rana trwały dzisiaj biegi na dystansach 5 i 10 km. Udział w nich zgłosiło w sumie ponad 2,5 tysiąca uczestników.

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się na mecie biegu na 10 km: zmarł jego uczestnik. Nie zdołano go uratować mimo reanimacji.

Według relacji świadków, 48-latek na mecie złapał się za serce i upadł. Natychmiast podjęta została akcja reanimacyjna, niestety mężczyzny nie zdołano uratować.

Prokurator zarządził już przeprowadzenie sekcji zwłok.

"Miasto Gdynia wspólnie z Organizatorami zawodów zobowiązuje się do pełnej współpracy z odpowiednimi służbami w celu wyjaśnienia wszelkich okoliczności zdarzenia" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu opublikowanym na stronach miejskiego portalu gdynia.pl.

W związku z tragedią organizatorzy urodzinowej imprezy zdecydowali o odwołaniu zaplanowanych na popołudnie biegów dziecięcych.

Organizator: Na biegach na 10 km zazwyczaj nie serwuje się wody

Mężczyzna przewrócił się i stracił przytomność na oczach kibiców oraz innych uczestników biegu. Wbiegając na metę zauważyłam człowieka, który leży, może 30 sekund wcześniej wbiegł na metę - mówi w rozmowie z TVN24 jedna z biorących udział w biegu - nauczycielka i trenerka personalna Aleksandra Świtońska.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Aleksandra Świtońska, jedna z uczestniczek biegu w Gdyni, o tragedii która wydarzyła się na mecie

Świtońska podkreśla, że na trasie biegu zabrakło m.in. wody, owoców i folii.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Aleksandra Świtońska o swoich zastrzeżeniach do organizatorów biegu

Jeden z organizatorów biegu, Michał Drelich, odpiera te zarzuty. Nie było planu, żeby była woda na trasie, jest dzisiaj chłodno. Na biegach na 10 km zazwyczaj nie serwuje się wody, nie było to nic nadzwyczajnego - podkreśla Drelich w rozmowie z TVN24.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Jeden z organizatorów biegu w Gdyni, Michał Drelich o tragedii