Lech Kaczyński nie jest już ministrem sprawiedliwości. Premier Jerzy Buzek odwołał go wczoraj ze stanowiska. Poinformował o tym sam Kaczyński po wyjściu ze spotkania z szefem rządu. Minister Kaczyński "wadliwie rozumie zasady współdziałania między prokuraturą i UOP" - powiedział premier Buzek uzasadniając dymisję ministra sprawiedliwości.

REKLAMA

Wszystko rozegrało się w ekspresowym tempie. Jeszcze wczoraj około 14:00 najpopularniejszy minister w gabinecie Jerzego Buzka zapewniał, że sam nie zamierza podawać się do dymisji, a jego rezygnacja "nie byłaby w interesie rządu". Jednak już kilkadziesiąt minut później Kaczyński stracił posadę. Na początku premier tłumaczył, że minister złamał zasady dobrej współpracy pomiędzy organami państwa. Mowa tu o prokuraturze i UOP. Złamał też zakaz wypowiadania się o toczącym się śledztwie w sprawie oficera UOP, a potem Jerzy Buzek dodał, że jest absolutnie niedopuszczalne, by minister faływie oskarżał swojego premiera o poparcie działań kwestionujących zasady praworządności. Słowa te dotyczą fragmentu listu Kaczyńskiego do premiera, w którym minister sprawiedliwości zarzuca premierowi, że wziął stronę UOP i chciał nawet poręczyć za aresztowanego oficera UOP. Konflikt rozpoczął się dokładanie tydzień temu, po tym jak prokuratura aresztowała wiceszefa katowickiej delegatury UOP. Prokuratura i UOP wzajemnie oskarżyły się o łamanie prawa w sprawie aresztowanego oficera. Urząd zarzuca prokuraturze, że nie poinformowała ich szefa o zamiarze zatrzymania wysokiego funkcjonariusza, prokuratura zaś twierdzi, że to UOP utrudnia prowadzone przez nią śledztwo w sprawie spółki "Centrozap". W niedzielę premier Jerzy Buzek oświadczył, że winę za zamieszanie ponosi minister Kaczyński. Sam Lech Kaczyński mówi, że premier miał prawo go zdymisjonować, ale jego komentarz w tej sprawie wydaje się nieco enigmatyczny: "Świadczy to przede wszystkim o pewnym układzie stosunków w Polsce po roku 1989, który trudno uznać za zdrowy" – stwierdził zdymisjonowany minister:

Kaczyński nie chciał wyjaśnić co oznaczają te słowa. Stwierdził jedynie, że w niedługim czasie przygotuje odpowiedź na decyzje premiera. Tymczasem RMF dotarł do treści listu wysłanego wczoraj przez Lecha Kaczyńskiego do premiera Buzka. Kaczyński pisze w nim, że jest zdumiony postępowaniem szefa rządu. "Premier nie tylko nie ukrócił działań - w oczywisty sposób kwestionujących zasady praworządności i nie wyciągnął wniosków wobec ich sprawców - ale w dużej mierze je poparł, chociażby przez wyrażenie chęci złożenia poręczenia za aresztowanego funkcjonariusza UOP-u". Dalej Kaczyński pisze do Jerzego Buzka tak: "W naszym kraju są siły, którym bardzo zależy na tym, by wymiar sprawiedliwości został sparaliżowany. Nie zamierzam tym siłom iść na rękę, ale jednocześnie kierowanie Ministerstwem Sprawiedliwości i Prokuraturą Generalną może być skuteczne tylko wtedy, gdy czynności podejmowane przez te instytucje w oparciu przepisy prawa nie będą kwestionowane". Według Lecha Kaczyńskiego wymagało to od premiera, by odważnie podjął decyzję. Jak politycy odbierają decyzję premiera, o tym w relacji naszego reportera Konrada Piasecki:

Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości wzbudzał ogromne kontrowersje w środowisku prawników. W ubiegłym roku kilkudziesięciu prawników, specjalistów z zakresu prawa karnego, naukowców i praktyków opublikowało oświadczenie, w którym dało wyraz swemu zaniepokojeniu działaniami i wypowiedziami ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Jednym z autorów był Jan Widacki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, były wiceminister spraw wewnętrznych. Zapytaliśmy go, jak ocenia roczną działalność dotychczasowego szefa resortu sprawiedliwości:

Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości od czerwca ubiegłego roku, po odejściu z rządu Jerzego Buzka przedstawicieli Unii Wolności. Zastąpił na stanowisku Hannę Suchocką. Wcześniej (w 1991 roku) był przez kilka miesięcy ministrem w kancelarii prezydenta Wałęsy, a w latach 1992 - 95 szefem Najwyższej Izby Kontroli. W 1995 roku miał zamiar kandydować w wyborach prezydenckich, ale zrezygnował, bo miał małe poparcie. Kaczyński był zwolennikiem skierowania aktu oskarżenia do sądu w sprawie inwigilacji prawicy za rządów Hanny Suchockiej. Już sześć lat temu chciał zaostrzyć kary: najcięższe przestępstwa sądzić według uproszczonych procedur, a więzienie orzekać już dla 15-letnich przestępców. Uważał także, że stosowanie kary śmierci w niektórych przypadkach powinno być dopuszczalne. Jeszcze przed objęciem ministerialnej posady krytykował też szefa rządu, Jerzego Buzka. Jego zdaniem Buzek wykazał za mało zdecydowania w działaniach na rzecz bezpieczeństwa ludzi i sprawiedliwości, a także źle dobierał ludzi do swojego gabinetu. Ostatnio dziennikarze TVP w kontrowersyjnym filmie "Dramat w trzech aktach" zarzucili Lechowi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, iż w latach 90. finansowali swoją partię z pieniędzy pochodzących z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Bracia Kaczyńscy zaprzeczyli i złożyli w sądzie pozew przeciwko Telewizji Publicznej.

foto RMF

00:55