Ministerstwo Edukacji Narodowej bez konkretnego planu, jak powstrzymać zapowiadany na kwiecień strajk nauczycieli. Protest może rozpocząć się 8 kwietnia i utrudnić przeprowadzenie egzaminów ósmoklasisty i gimnazjalnego. Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych domagają się podniesienia pensji zasadniczej o tysiąc złotych.

REKLAMA

W rozmowie z reporterem RMF FM Michałem Dobrołowiczem, szefowa MEN Anna Zalewska stwierdziła, że resort będzie przypominać, co obecny rząd już zrobił dla nauczycieli. Będziemy cały czas przypominać, że oddaliśmy wszystkie przywileje oddane przez poprzedników. Jeżeli słyszymy, że ten strajk musi zaboleć, to pamiętajmy, że on zaboli dzieci - mówi minister.

Na pytanie Michała Dobrołowicza, co wydarzy się, jeżeli takie apele nie będą skuteczne, Anna Zalewska odpowiada, że jako nauczyciel głęboko wierzy, iż inni nauczyciele zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo ewentualny protest opóźniłby egzaminy i jak ogromne trudności w rekrutacji do kolejnych szkół i uczelni mogłoby to wywołać.

Ostra odpowiedź prezesa ZNP

Retoryka minister edukacji tylko zwiększa prawdopodobieństwo naszego strajku - tak prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz komentuje w rozmowie z RMF FM wypowiedź Anny Zalewskiej.

Mogą być takie gimnazja, w których nauczyciele nie przystąpią do strajku i tam zapewne egzaminy mogą się odbywać. Natomiast we wszystkich innych szkołach, które przystąpią do strajku, trudno mówić o jakichkolwiek egzaminach - tak gimnazjalnych, jak i ósmoklasisty - powiedział.

Prezes ZNP przypomniał, że zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych ogłoszenie strajku powinno nastąpić co najmniej na pięć dni przed jego rozpoczęciem.

Czynimy to z daleko większym wyprzedzeniem, ponad 40-dniowym. Jest wystarczająco dużo czasu, abyśmy rozmawiali - powiedział. Dodał, że również część egzaminatorów zapowiada, że nie przystąpi do sprawdzania prac, ponieważ nie są zadowoleni z zapowiadanych przez MEN podwyżek dla nauczycieli.

Strajk ma być bezterminowy

Strajk w szkołach i innych placówkach oświatowych rozpocznie się 8 kwietnia. Chodzi o te placówki, w których - w wyniku referendum - uzyskana będzie zgoda na jego przeprowadzenie - poinformował prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Dodał, że "z dotychczasowego przebiegu sporu zbiorowego wynika, iż do chwili obecnej 78 proc. szkół i placówek oświatowych weszło w spór zbiorowy".

Referendum strajkowe rozpoczęło się dziś i potrwa przez pełne dwa tygodnie robocze. W referendum będzie mógł wziąć udział każdy pracownik szkoły lub przedszkola, nie tylko nauczyciele, ale także pracownicy administracji i obsługi.

Istnieje ryzyko, że protest zagrozi egzaminom: gimnazjalisty i ósmoklasisty - przyznał Broniarz. Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego podkreślił, że rozmowy z rządem trwają od dawna, a dyrektorzy i rodzice z bardzo dużym terminem są uprzedzeni o strajku.

Nauczyciele będą przychodzić do szkoły, ale nie będą prowadzić zajęć

Broniarz wyjaśnił, że w trakcie protestu nauczyciele będą przychodzić do szkoły, ale nie będą prowadzić żadnych zajęć. Zapewnienie opieki dzieciom to obowiązek dyrektora - podkreślał prezes ZNP.W styczniu Związek Nauczycielstwa Polskiego wszczął procedury sporu zbiorowego prowadzące do strajku w oświacie. ZNP domaga się 1000 zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty.

Chcemy uspokoić rodziców - dołożymy wszelkich starań, by czas strajku nikomu niczym złym nie zagrażał - podkreślił Broniarz na konferencji prasowej. Dodał jednak, że rodzice "nie mogą oczekiwać od nas, że ulegniemy tej psychologicznej presji związanej choćby z terminem egzaminów".

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Strajk nauczycieli możliwy od 8 kwietnia. Wcześniej referendum strajkowe

Chcemy lepszego systemu oświaty, chcemy lepszej szkoły, chcemy szkoły bardziej autonomicznej, z większymi kompetencjami dyrektora, z większymi możliwościami edukacyjnymi, adresowanymi do dzieci - podkreślił prezes ZNP. Jak jednocześnie wskazał, "nie możemy tego zrobić w oparciu o dotychczasowy system finansowania, który w gruncie rzeczy - patrząc na retorykę uprawianą przez minister edukacji Annę Zalewską - bazuje na budżetach jednostek samorządu terytorialnego".

MEN wyjaśnia, że od zeszłego roku do końca roku 2019 pensje wzrosną o ponad 15 procent. Dla większości nauczycieli oznacza to podwyżkę o niecałe 200 złotych.