Do północy w rejonie przygranicznym między Macedonią a Kosowem ma obowiązywać zawieszenie broni. Jednostronny rozejm w Tetovie ogłosiły wojska macedońskie. Jednak albańscy separatyści zamierzają je zignorować - poinformował późnym wieczorem jeden z dowódców albańskich bojowników.

REKLAMA

Kryzys w tym rejonie jest coraz groźniejszy. Do natychmiastowego zakończenia walk wezwali podczas wspólnego spotkania prezydent Francji Jacques Chirac i kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. "Nie mamy żadnych wątpliwości, że terytorialna integralność Macedonii nie może być w podważana. Nie mogą tego robić zwłaszcza albańscy rebelianci. Wzywamy więc tych, którzy zaangażowali się w walkę w tym regionie by położyli kres przemocy" - powiedział kanclerz. Zachód obawia się, że konflikt na pograniczu macedońsko-kosowskim może przerodzić się w kolejną wojnę bałkańską, sami Bośniacy, Chorwaci i Serbowie odbierają całą sytuację przede wszystkim jako klęskę międzynarodowej administracji. ONZ już wielokrotnie była krytykowana na Bałkanach, ale jak mówią tutejsi obserwatorzy albańscy separatyści po raz kolejny udowodnili światu, że Bałkany nie są czarno-białe i nie można tutaj jednoznacznie oceniać – ci są dobrzy a ci są źli – a tak właśnie NATO i ONZ oceniały sytuację przed dwoma laty. Źli Serbowie i dobrzy Albańczycy, którym należy tylko i wyłącznie pomagać. Samo Tetowo oceniane jest na razie jako lokalny konflikt, ale oczy całych Bałkanów skupione są na tym małym macedońskim mieście. Jedna iskra może tam teraz wywołać wybuch, a przy mozaice etnicznej skutki takiego wybuchu są właściwie nieprzewidywalne. I to dlatego świat próbuje wszelkich dyplomatycznych sposobów by złagodzić konflikt. Sytuację na granicy Mecodonii i Kosowa kontroluje na miejscu unijny koordynator polityki zagranicznej Javier Solana, i szef rosyjskiej dyplomacji Igor Iwanow.

Według dotychczasowych relacji morale walczących separatystów jest wysokie, a straty nieznaczne. Albańczycy grożą, że jeśli władze Macedonii nie zaczną z nimi rozmawiać, bojownicy rozszerzą operację na inne części kraju. Już teraz zapowiadają oni możliwość walk na ulicach Tetowa.

Tymczasem Chorwaci i Bośniacy boją się skutków obecnych wydarzeń. Może zakończyć się to falą uchodźców, krachem turystyki na Bałkanach i odcięciem od międzynarodowych dotacji, które jeśli dojdzie do wojny, trafią tylko do Kosowa i Macedonii. Według Serbów większość winy za obecną sytuację leży po stronie Albańczyków, którzy ogólnie nie są lubiani na Bałkanach przede wszystkim dlatego, że już od kilku lat utożsamiani są z mafią, handlem bronią i narkotykami. A obecna niechęć do nich wynika głównie z tego, że separatyści zarówno na granicy Kosowa z Serbią, jak i Macedonią mogą rozpętać kolejną krwawą wojnę na Bałkanach.

foto EPA

01:00