Ujawniać czy utajniać? Nad słynnym indeksem nazwisk z IPN-u obraduje kolegium Instytutu. Przed rozpoczęciem spotkania jego członkowie najczęściej powtarzali, że lustracji nie da się zatrzymać.

REKLAMA

Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej powinno zdecydować, jak ułatwić i przyśpieszyć dostęp do teczek, ponieważ coraz więcej osób zgłasza się do IPN-u. Może także zdecydować o upublicznieniu listy, która de facto został już ujawniona.

Wszak indeks nazwisk, zwany listą Wildsteina, już od kilku dni krąży i to nie tylko wśród dziennikarzy. Są ludzie, którzy znaleźli tam swoje nazwiska i nie czekając na decyzje kolegium, próbują dowiedzieć się więcej w swojej sprawie. Przychodzą więc do IPN-u.

Ale osoby, które znalazły swoje nazwisko na liście - wbrew obawom głoszonym przez niektórych publicystów - nie czują się zdeptane. Wildstein zmusił urzędniczą machinę do załatwienia teczek, sprawy, która powinna być zakończona już 15 lat temu – mówi mężczyzna, z którym rozmawiał reporter RMF.

Gdyby to było zrobione, ja tutaj bym dziś nie stał. Gdyby była ujawniona pełna lista agentów i współpracowników, ja jako osoba, która tutaj jest w charakterze namawianej do współpracy, bym się po prostu nie znalazł, bo by mnie na żadnej liście nie było - dodaje.