Do końca listopada kierowcy mieli pojechać zachodnią obwodnicą Łodzi, czyli drogą S14. Mieli, bo już wiadomo, że 15 kilometrów drogi z wiaduktami i estakadami nie uda się skończyć w terminie. Wykonawca miał nadrobić opóźnienie, ale na razie znaczących postępów nie widać, zwłaszcza, że robotnicy nie palą się do pracy.

REKLAMA

Nocnej zmiany nie ma - a powinna być, bo nad wykonawcą wiszą kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych dziennie za opóźnienia / Agnieszka Wyderka / RMF FM
Nocnej zmiany nie ma - a powinna być, bo nad wykonawcą wiszą kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych dziennie za opóźnienia / Agnieszka Wyderka / RMF FM
Nocnej zmiany nie ma - a powinna być, bo nad wykonawcą wiszą kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych dziennie za opóźnienia / Agnieszka Wyderka / RMF FM
Nocnej zmiany nie ma - a powinna być, bo nad wykonawcą wiszą kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych dziennie za opóźnienia / Agnieszka Wyderka / RMF FM

Co prawda robotnicy od rana są na budowie, ale to dopiero niemrawe przygotowania do rozpoczęcia robót. Snują się po placu budowy i kończą śniadanie. Na przyspieszenie tempa budowy nie ma co liczyć, bo chociaż wczoraj po godz. 18 drogowcy jeszcze pracowali, to po 21 było już zupełnie pusto.

Nie ma nocnej zmiany, a powinna być, bo nad wykonawcą wiszą kary w wysokości kilkuset tysięcy złotych dziennie za opóźnienia. Wszystko wskazuje na to, że droga będzie przejezdna dopiero w przyszłym roku.