Za ujawnieniem elbląskich "taśm prawdy", które miały pogrążyć kandydata PiS na prezydenta tego miasta, mogli stać jego zwolennicy - wynika z informacji, do których dotarł "Wprost". Dwa dni przed końcem kampanii w internecie znalazło się nagranie rozmowy Jerzego Wilka ze współpracownikami. Jerzy Wilk w pełnym wulgaryzmów języku opisywał kulisy referendum, które doprowadziło do przedterminowych wyborów.

REKLAMA

Przedterminowe wybory na prezydenta Elbląga skupiały uwagę całej Polski. Miały być kolejnym dowodem politycznego upadku Platformy Obywatelskiej, z której wywodził się odwołany w referendum prezydent Grzegorz Nowaczyk, oraz potwierdzić rosnącą hegemonię PiS.

Dlatego sprawę nagrań Wilka szybko podchwyciły ogólnopolskie media. W ujawnionych zapisach obecny prezydent miasta przyznał między innymi, że przed referendum ws. odwołania poprzedniego prezydenta współpracował z Ruchem Palikota.

Razem pracowaliśmy w referendum, tak? Jeden cel mieliśmy. Wyp...lić Nowaczyka (odwołany prezydent Elbląga - red.), tak? On teraz przeprasza za mnie? Jak ja byłem jego, no nie przyjacielem, ale osobą, która go wspierała. Ile my zrobiliśmy? Więcej niż on - mówił na taśmie Wilk. Przyznał też, że działacze PiS zapłacili za nagranie spotu i przekazali go głównemu organizatorowi referendum Kazimierzowi Falkiewiczowi, działaczowi Ruchu Palikota, by ten puścił go w mediach. Ujawnione zapisy rozmów Wilka ze swoimi współpracownikami nie zaszkodziły jednak kandydatowi PiS, który ostatecznie pokonał w drugiej turze kandydatkę PO Elżbietę Gelert.

Akcja była wyreżyserowana

Rozmówcy "Wprost" już w dniu ujawnienia nagrań przyznawali, że cała akcja była wyreżyserowana. Wilk został nagrany na spotkaniu ze swoimi współpracownikami u siebie w firmie. Nie było tam nikogo obcego - mówi tygodnikowi działacz PiS. Według źródeł "Wprost", na kilka dni przed drugą turą wyborów Prawo i Sprawiedliwość zamówiło sondaż. Wynikało z niego, że Wilk przegra wybory z kandydatką PO. Wizerunkowa porażka. Pierwsza tura zdecydowane zwycięstwo, a w drugiej kaplica - mówi polityk PiS. W partii zaczęto się więc zastanawiać, jak ewentualną klęskę przekuć w sukces i jak wytłumaczyć ją w mediach.

Nie wiem, czy był to pomysł Warszawy, czy lokalny, ale wymyślono, że Wilk zostanie nagrany w tajemnicy i wypuści się te nagrania do mediów - opowiada osoba z otoczenia obecnego prezydenta miasta. Do spotkania Wilka ze współpracownikami, na którym został nagrany, doszło już po zamówionych sondażach. Nie wiedział, że jest nagrywany. Dzięki temu uzyskano autentyczność - mówi działacz PiS. Zresztą spotkanie odbywało się przy tzw. piwku. Następnie pocięte i zmontowane na szybko nagranie, przekazano jednemu z portali internetowych w Elblągu. Wybrano celowo taki, w którym naczelnym jest osoba w przeszłości pracująca podczas jednej z kampanii dla Elżbiety Gelert - opowiada informator "Wprost".

"Jerzy Wilk powinien sobie lepiej dobierać współpracowników"

Dziś nazwiska osób, które brały udział w spotkaniu, są w PiS ściśle strzeżoną tajemnicą. Ale w elbląskim PiS nic nie dzieje się bez wiedzy znanego lokalnego działacza partii - posła Leonarda Krasulskiego, który jest jednocześnie bliskim współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego. Krasulski twierdzi, że taśmy to nie jest sprawka PiS. "A kogo, jeśli na spotkaniu byli tylko działacze waszej partii?" - pyta tygodnik. Wilk powinien dokładniej dobierać sobie współpracowników - odpowiada ze śmiechem Krasulski.

(bs)