Kopalnia Mysłowice była systematycznie okradana przez dwóch pracowników. Łupem jednak nie był węgiel, ale elektryczne kable, które mężczyźni wywozili z dołu. Jeden z nich usłyszał aż 49 zarzutów. Kopalnia szacuje straty na ponad 25 tysięcy złotych.

REKLAMA

Dwaj mężczyźni pracowali w firmie wynajętej do wykonywania prac pod ziemią. Zajmowali się m.in. likwidowaniem podziemnych odcinków. I właśnie w takich miejscach wycinali elektryczne przewody, które potem chowali pod ubranie i wywozili na powierzchnię, żeby sprzedać w punkcie skupu złomu. I tak było prawie rok. Wpadli, kiedy próbowali sprzedać kolejną partię wyciętych przewodów. Wszystkie wycinane przez złodziei kable były w dobrym stanie i po likwidacji danego podziemnego odcinka miały być wykorzystywane w innych rejonach kopalni.