Aż 11 godzin trwała wczorajsza podróż pociągiem ekspresowym z Krakowa do Wiednia kilkudziesięciu pechowych pasażerów. Wszystko przez to, że kolejarze po drodze... zgubili wagon - relacjonuje "Dziennik Polski".

REKLAMA

Kłopoty międzynarodowej grupy poszukiwaczy przygód zaczęły się już na krakowskim dworcu, gdzie przez pół godziny musieli czekać na spóźnioną trzyosobową rodzinę jadącą z Gdyni. A że nieszczęścia zwykle chodzą parami, jeszcze przed przekroczeniem granicy polsko-czeskiej i przyłączeniem wagonu do pociągu relacji Warszawa-Wiedeń zepsuła się lokomotywa.

Ale najgorsze miało nadejść na terenie Czech. Po kilkakrotnym przetaczaniu wagonu na różnych bocznicach, zawiadowca stacji w Przerowie nakazał zaskoczonym podróżnym jego opuszczenie. Według informacji, jakie dostałem, wagon miał być pusty - tłumaczył po czesku i niemiecku. Dalej nie pojedzie - zarządził i podpowiedział, że należy skorzystać z pociągu osobowego do Brzecławia, a stamtąd wybrać jedno z regionalnych połączeń do Austrii lub ekspres Hamburg-Wiedeń. Dla uspokojenia fatalnych nastrojów, zawiadowca zapewnił, że zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje wobec winnych karygodnych zaniedbań, a w zaufaniu dodał, że to w Ołomuńcu kolejarze powinni zadbać, by pasażerowie pechowego wagonu znaleźli się we właściwym pociągu do Wiednia.

Choć taszczący walizy wywoływali żywe zainteresowanie okolicznej ludności, pechowcy w końcu dotarli do celu, wściekli i głodni. Pikanterii całej sprawie dodają zakończone fiaskiem wysiłki Austriaków, którzy zorientowawszy się, że do stacji Wien Suedbanhof nie przyjechał wagon z Krakowa, wszczęli jego bezowocne poszukiwania, wysyłając specjalnie do Czech... lokomotywę - pisze "Dziennik Polski".