"Jacek Czaputowicz to jedna z ostatnich osób w PiS, która mogłaby kreować politykę zagraniczną i podejmować samodzielne decyzje" - mówią nieoficjalnie politycy partii rządzącej. "Musi tańczyć do rytmu wystukanego na Nowogrodzkiej" - dodaje jeden z posłów PiS. Wszyscy rozmówcy zaznaczają, że nie mają zastrzeżeń wobec kompetencji ministra, chodzi raczej o brak zaplecza politycznego szefa polskiej dyplomacji. Jego wycofanie, najwyraźniej było widać, gdy wybuchło napięcie w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem po nowelizacji ustawy o IPN. Było to działanie przemyślane, bo Jacek Czaputowicz ma jeden podstawowy cel: nie narazić się Jarosławowi Kaczyńskiemu, po tym jak prezes PiS nazwał go "pewnym eksperymentem".

REKLAMA

Z nieoficjalnych informacji naszego reportera Patryka Michalskiego wynika, że prezydent, premier i minister spraw zagranicznych na początku marca rozmawiali o słabościach dotychczasowego modelu zarządzania polityką zagraniczną, podczas spotkania w Pałacu Prezydenckim. Tuż przed dorocznym expose ministra spraw zagranicznych, w którym zostaną przedstawione najważniejsze cele i kierunki polityki zagranicznej, nasz reporter pytał przedstawicieli partii rządzącej, o to jak oceniają stan polskiej dyplomacji.

'W partii rządzącej niewiele osób ma serce do polityki zagranicznej". "Minister Spraw Zagranicznych przede wszystkim skupia się na administrowaniu, wykonywaniu niezbędnych obowiązków i dbaniu, by nie wyjść przed szereg, po tym jak Jarosław Kaczyński nazwał go pewnym eksperymentem". "Za politykę zagraniczną pełni odpowiedzialności nie ponoszą też ani prezydent, ani premier". "Dla prezesa PiS dyplomacja nigdy nie była priorytetem". Wszystkie powyższe zdania to cytaty z polityków PiS. Wśród nich są ci, którzy w Sejmie zajmują się polityką zagraniczną, a także przedstawiciele rządu obecnego i wcześniejszego - kierowanego przez Beatę Szydło. Pytaliśmy przede wszystkim o to, dlaczego partia, która ma większość w Sejmie, nowego premiera i prezydenta z tego samego obozu politycznego, pozwala sobie na takie wizerunkowe wpadki, jak przy okazji nowelizacji ustawy o IPN.

Doktryna Jarosława Kaczyńskiego

W kreowaniu polityki zagranicznej, nie pomaga nastawienie Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS od lat wychodzi z założenia, że ma ona przede wszystkim służyć polityce wewnętrznej - przyznaje ważna osoba z rządu Beaty Szydło. Ewentualnie tworzyć osłonę dyplomatyczną dla działań w kraju, odpierać ataki, kiedy krytykowane są polskie reformy - dodaje. Jarosława Kaczyńskiego przed objęciem fotela szefa rządu powstrzymała m.in. świadomość, że będzie musiał się spotykać z innymi premierami, zamiast skupić się na działaniu w kraju. Prezes miał nawet plan, jak pozbyć się tych niewygodnych dla niego obowiązków. Dlatego jeszcze przed dymisją Beaty Szydło, kiedy trwały negocjacje z prezydentem w sprawie ustaw sądowych, chciał zostawić politykę zagraniczną Andrzejowi Dudzie, a resort spraw zagranicznych oddać w ręce Krzysztofa Szczerskiego - tłumaczy osoba często bywająca w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. Tego pomysłu nie udało się jednak zrealizować. Coraz więcej osób uświadamiało Jarosława Kaczyńskiego, że nawet jeśli on nie wyruszy w świat, to świat przyjedzie do niego. Dlatego też ostatecznie postawił na Mateusza Morawieckiego. Przy okazji nadal licząc, że Szczerski zastąpi Waszczykowskiego. Plan jednak nie wypalił, bo szef gabinetu prezydenta, nie zgodził się pracować dla rządu, na czele którego nie stanął prezes PiS. Poszukiwanie nowego szefa polskiej dyplomacji było więc spontaniczną akcją. Jacek Czaputowicz propozycję wejścia do rządu dostał dzień przed nominacją - co sam przyznał w Rozmowie RMF FM z Robertem Mazurkiem.

Jacek Czaputowicz w rozmowie z RMF FM o nowelizacji ustawy o IPN

Polityczny Trójkąt Bermudzki

Tuż po zaprzysiężeniu nowego rządu - Andrzej Duda - długo rozmawiał z Mateuszem Morawieckim i Jackiem Czaputowiczem. Chodziło o przygotowanie nowego otwarcia w polityce zagranicznej, po tym jak z rządu odszedł Witold Waszczykowski. Politycy ustalili plan działania na najbliższy rok - przyznał w RMF FM na początku stycznia Krzysztof Szczerski. Prezydent wziął na siebie trzy główne zadania: reprezentowanie Polski w ONZ, na szczycie NATO oraz umacnianie inicjatywy Trójmorza. Prowadzeniem polityki europejskiej - w tym poprawą kontaktów z Brukselą - mieli się zająć minister spraw zagranicznych oraz sam szef rządu. Pojawiły się też wspólne zadania: zabieganie o interesy Polski za granicą, dyplomacja ekonomiczna i sprawy Polonii - mówił Szczerski. Taki model zarządzania mógł wydawać się skuteczny do czasu politycznego kryzysu wywołanego przez nowelizację ustawy o IPN, której najbardziej kontrowersyjna część powstała w Ministerstwie Sprawiedliwości. Została przyjęta przez Sejm mimo ostrzeżeń MSZ. Nikt nie przewidział, jak poważne mogą być konsekwencje uchwalenia nieprecyzyjnego prawa, które przez Stany Zjednoczone zostało odebrane jako próba ograniczenia wolności słowa. W porę nie zareagowali ani Andrzej Duda, ani Mateusz Morawiecki, ani Jacek Czaputowicz. Z chęcią za to mówili o sukcesach, kolejnych spotkaniach Grupy Wyszehradzkiej, stopniowym uniezależnianiu się od rosyjskiego gazu, czy dialogu prowadzonym z Komisją Europejską. Wtedy polityka zagraniczna miała trzech "ojców".

Krzysztof Szczerski w rozmowie z korespondentem RMF FM o polityce zagranicznej

Chaos komunikacyjny

Prezydent, premier i minister spraw zagranicznych kolejny raz spotkali się na początku marca. Stało się to po tym, jak dziennikarze Onetu ujawnili treść notatki, według której spotkania polityków najwyższego szczebla z Polski i Stanów Zjednoczonych będą wstrzymane do czasu rozwiania wątpliwości wobec ustawy o IPN. Pałac Prezydencki w komunikacie zapewniał, że spotkanie nie zostało zwołane w trybie pilnym, a jego głównym tematem było skoordynowanie działań dotyczących inicjatywy Trójmorza. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że poruszono wówczas również temat ogólnej koordynacji działań w polityce zagranicznej. Prezydent, premier i minister spraw zagranicznych zdali sobie sprawę, że to brak odpowiedniego przepływu informacji mógł zaognić konflikt ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem - mówi nam polityk partii rządzącej. Jego zdaniem, w Kancelarii Premiera, powstał w tym czasie nieformalny zespół, którego zadaniem było ustalenie, jakie deklaracje składali przedstawiciele rządu, którzy w ostatnich miesiącach byli w Stanach Zjednoczonych. Chodziło o to, co mówili o planach nowelizacji ustawy o IPN na nieformalnych spotkaniach. Taki przegląd miał pokazać, czy Amerykanie mogli źle zinterpretować czyjeś słowa, które teraz trzeba tłumaczyć.

Krzysztof Szczerski nie zostanie zostanie szefem MSZ

Brak koordynacji wśród polityków partii rządzącej widać było również w kraju, kiedy jeszcze przed wejściem w życie nowelizacji ustawy o PIN, jedni mówili, że ustawa będzie zamrożona, a część jej przepisów martwych, a inni zapewniali o jej skuteczności. W tym przypadku również okazało się, że w mówieniu o polityce zagranicznej wygrała doktryna Jarosława Kaczyńskiego. Polega ona na tym, że przepisy wywołujące kontrowersje poza granicami kraju, miały utwierdzić elektorat w przekonaniu, że PiS przywraca godność i dobre imię Polski.

Nasi rozmówcy - jako kolejny przykład takiego działania - podają funkcję stworzoną specjalnie dla Beaty Kempy. Minister do spraw uchodźców i pomocy humanitarnej ma udowadniać, że Polska nie jest obojętna wobec ofiar wojny, choć równocześnie z ust polityków partii rządzącej wielokrotnie padały wypowiedzi, które określić można jako "anty-uchodźcze". Podobnie jest ze sprawą reparacji wojennych.

Podczas pierwszego posiedzenia parlamentarnego zespołu Arkadiusza Mularczyka poseł mówił o "nieprzyjaznym", "niesprawiedliwym stosunku Niemców wobec Polski" w sprawie wojennych odszkodowań. Jednak w oficjalnych komunikatach - po niedawnych spotkaniach Mateusza Morawieckiego z Angelą Merkel w Berlinie i Warszawie - ten temat nie zaistniał. Co nie znaczy, że temat reparacji nie został poruszony w bardziej nieformalnych częściach rozmów. Jednak brak oficjalnego podniesienia tej kwestii potwierdza, że reparacje mają być sprawą obliczoną w pierwszej kolejności na efekt wewnętrzny.

Arkadiusz Mularczyk po reparacjach

Politycy PiS - którzy zgodzili się na rozmowę o słabościach polskiej polityki zagranicznej - podkreślają, że kreowanie długofalowej polityki zewnętrznej nie będzie możliwe, dopóki ma to służyć wyłącznie realizowaniu polityki prowadzonej wewnątrz kraju. Szczególnie przy modelu rozproszonej odpowiedzialności. Jak twierdzą rozmówcy RMF FM, wtedy dyplomacja będzie miała wielu "ojców" sukcesu, ale gdy nadejdzie kryzys, okaże się, że jest sierotą.

Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz nie odpowiedział na nasze pytania, dotyczące m.in. tego, jak widzi swoją rolę i jak odnosi się do przedstawionych w tekście opinii polityków PiS.

(ug)