Ćwierć wieku temu w peruwiańskim Pariacoto zginęli męczeńską śmiercią z rąk komunistycznych terrorystów. Rok temu, w Chimbote, zostali wyniesieni na ołtarze… Krakowscy franciszkanie upamiętnili dzisiaj postaci błogosławionych Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka. "Biskup Chimbote sugerował ojcom, aby chwilowo zrezygnowali z pracy parafialnej, lecz nasi męczennicy, chociaż świadomi grożącego im niebezpieczeństwa, zdecydowali się pozostać, aby pozostać wiernymi Bogu i nie opuszczać ludu zaatakowanego przez drapieżne wilki" - mówił w homilii ks. kard. Angelo Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który przewodniczył mszy dziękczynnej za beatyfikację franciszkanów.

REKLAMA

Powiedział Jezus: “Mnie prześladowali i was będą prześladować" - tymi słowami rozpoczął kard. Amato homilię w bazylice franciszkanów w Krakowie. Jak powiedział: Prześladowanie i męczeństwo przynależą do powołania chrześcijańskiego.

W wieku ubiegłym np. Europa była świadkiem śmierci tysięcy wiernych, tak podczas prześladowania hiszpańskiego w latach 1936-39, jak również przez dyktatury nazizmu i komunizmu. (...) Również Ameryka Łacińska nie była wolna od prześladowań, czego świadectwem są tysiące niewinnych ofiar w Meksyku. Wśród nich jest także José Sánchez del Río (1913-1928), młodzieniec niespełna piętnastoletni, kanonizowany przez papieża Franciszka 16 października - mówił kard. Amato.

Jak kontynuował: Również w Peru w drugiej połowie poprzedniego stulecia miało miejsce krwawe prześladowanie katolików przez Senedro Luminoso; szczególnie mocno ucierpieli biskupi i kapłani. Członkowie tego ruchu byli ludźmi zaślepionymi ideologią marksistowską, pozostającymi pod wpływem modelu rewolucji kulturowej Mao w Chinach, eksperymentów Pol Pota i Czerwonych Khmerów w Kambodży. (...) Lider ugrupowania Sendero Luminoso, Abimael Guzmán, w jednym ze swoich wywiadów w lipcu 1988 roku stwierdził, że religia jest opium dla ludu i że godnym pożałowania jest zaangażowanie katolików w życie społeczne.

W następstwie tych słów dopuścił się serii zamachów i zbrodni, terroryzując ludzi, paraliżując działalność społeczną i charytatywną Kościoła. We wrześniu 1990 roku np. grupa młodych rewolucjonistów zamordowała osiem osób, wśród nich siostrę zakonną Agustynę Rivas, należącą do Kongregacji Dobrego Pasterza, kucharkę. W maju 1991 roku zamordowana została inna siostra zakonna, siostra Irena MacCormack, Australijka, która opiekowała się biednymi - mówił kardynał.

Jak zaznaczył, "w takim właśnie kontekście miało miejsce męczeństwo franciszkanów konwentualnych z Polski, Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego, które nastąpiło 9 sierpnia 1991" roku.

Opierając się na świadectwie siostry Berty Hernández, naocznego świadka wydarzenia, około godziny 19:00 ojcowie rozpoczęli mszę św. Około godziny 20:00 terroryści wtargnęli do kościoła, zamaskowani i z bronią w ręku. Zabrali dwóch misjonarzy i razem z siostrą Bertą kazali im wsiąść do samochodu. Po pewnym czasie siostrę usunięto z samochodu, zaś chwilę potem dały się słyszeć strzały z pistoletu. Dwa tygodnie później zamordowany został również włoski kapłan ks. Sandro Dordi, beatyfikowany razem z męczennikami franciszkańskimi 5 grudnia 2015 roku w Chimbote w Peru - wspominał kard. Amato.

Podkreślił, że uroczystość w bazylice nawiązuje do tych tragicznych wydarzeń. Chce nas ostrzec (...) Zło jest niczym złośliwy wirus, który osłabia serce człowieka, paraliżując bicie jego serca. Wiemy, że w końcu zło przepada, wciągnięte przez czarną dziurę zapomnienia i wyroku, zaś dobro - przeciwnie - zawsze odnosi zwycięstwo, żyje w szlachetnej pamięci ludzkości - mówił.

Dwaj franciszkanie doświadczyli, będąc jeszcze w Polsce, swojej ojczyźnie, dyktatury, która tłumiła prawo wolności. Kościół tymczasem, przede wszystkim w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego, dopominał się mocno, zarówno dla siebie, jak i dla społeczeństwa, prawa do wolności religijnej i prawa rodziny do chrześcijańskiego wychowania. Sytuacja polityczna polepszyła się nieznacznie z chwilą wyboru na papieża 16 października 1978 kardynała Karola Wojtyły, arcybiskupa tego historycznego i pięknego miasta Krakowa. Tym niemniej, w 1981 roku reżim komunistyczny wprowadził stan wojenny i rozwiązał związek zawodowy Solidarność. W tym klimacie wrogości względem katolików przyszli na świat i wyrastali dzisiejsi męczennicy - błogosławieni Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski - podkreślił kard. Amato.

Wspominając franciszkanów, mówił:

Ojciec Michał (urodzony w 1960 roku), który wstąpił do franciszkanów w roku 1980, był postrzegany przez przełożonych jako grzeczny, szczery, pokorny, posłuszny, gotowy do pomocy i bardzo odpowiedzialny. 15 maja 1987 otrzymał tytuł magistra teologii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i tydzień później otrzymał święcenia kapłańskie w bazylice franciszkańskiej w Krakowie - pełen radości, że w ten sposób aktualizowało się jego młodzieńcze marzenie. Po dwóch latach pracy duszpasterskiej wyjechał na misję, docierając 25 lipca 1989 roku do Peru. Przeznaczony do pracy w parafii w Pariacoto, przyjęty został z radością przez miejscową ludność, biedną, ale o sercu dobrym i hojnym. Obok pracy w kościele ojciec Michał katechizował, opiekował się biednymi i chorymi. Przede wszystkim jednak troszczył się o młodzież. W efekcie jego pracy zachowanie młodych ludzi uległo diametralnej zmianie. Jeżeli bowiem wcześniej ani dzieci, ani młodzież nie uczestniczyli we mszy świętej, teraz było wręcz odwrotnie, niemal cud: młodzi i starsi uczestniczyli regularnie we mszy św. i brali aktywny udział w spotkaniach grupowych.

Również ojciec Zbigniew (prawie rówieśnik ojca Michała, urodził się bowiem w 1958) był młodzieńcem dobrym, pobożnym i bardzo inteligentnym. Wstąpił do Zakonu Braci Konwentualnych z pragnieniem naśladowania św. Franciszka z Asyżu i św. Maksymiliana Kolbego. We wspólnocie zakonnej odznaczał się pobożnością, pozytywnymi wynikami w nauce i dobrocią w relacji ze współbraćmi. Święcenia kapłańskie przyjął we Wrocławiu w 1986 roku i po dwóch latach posługi kapłańskiej wyjechał na misję do Peru, gdzie przybył w 1988 roku. Po krótkim okresie aklimatyzacji podjął pracę duszpasterską, najpierw w Moro, a później, jako proboszcz, w Pariacoto. Od razu zaczął odwiedzać "pueblos" - wioski w górach, przychodzić z pomocą osobom potrzebującym czy chorym. Przykładał się bardzo do katechezy młodzieży, rolników i rodzin. Zaprojektował plan restrukturyzacji domu (brakowało w nim nawet elektryczności), aby stworzyć właściwe miejsca dla formacji miejscowej ludności, ich rozwoju duchowego i społecznego. Zaangażował się również w inne projekty socjalne, z korzyścią dla okolicznych mieszkańców.

Jak zaznaczył kardynał, "praca apostolska i charytatywna" obu franciszkanów "została odczytana jako hamulec w zrywie rewolucyjnym".

Swoim zabójcom ojcowie zadali pytanie: "Jeżeli uczyniliśmy coś złego w naszej pracy, powiedzcie, co takiego?". Nie otrzymali jednak odpowiedzi, ale wyrok śmierci. Zostali zamordowani nie ze względu na swoje przekonania polityczne, bo takowych nie mieli, ale z nienawiści do Kościoła - mówił kard. Amato.

Jak wspominał: Biskup Chimbote sugerował ojcom, aby chwilowo zrezygnowali z pracy parafialnej, lecz nasi męczennicy, chociaż świadomi grożącego im niebezpieczeństwa, zdecydowali się pozostać, aby pozostać wiernymi Bogu i nie opuszczać ludu zaatakowanego przez drapieżne wilki.

Świadek mówi, że pewnego dnia, wracając z Pampas Grande, zadał ojcu Zbigniewowi pytanie: "A jeśli ojciec umrze?". Zakonnik odpowiedział wówczas: "Proszę się nie przejmować, pochowacie mnie w Pariacoto". Zresztą ojciec Zbigniew często powtarzał, że jeśli ziarno nie obumrze, nie przyniesie owocu. Pewnego dnia kucharce, która próbowała ostrzec go przed grożącym mu niebezpieczeństwem, odpowiedział, że pozostaje, aby dać świadectwo prawdzie. Był przekonany, że misjonarz ma być gotowy na wszystko.

Identyczną postawę prezentował także ojciec Michał. W swoich listach dzielił się radością duszpasterską, choć sam żył w samym środku niebezpieczeństw.

Bracia i siostry, męczeństwa się nie improwizuje - zwrócił się kard. Amato do wiernych. Nasi męczennicy żyli intensywnie swoją wiarą, nadzieją i miłością. Zapał misyjny nie był dla nich kaprysem młodości, egzotyczną przygodą, ale wiernością słowu Chrystusa zmartwychwstałego (...). Nasi męczennicy opuścili ojczyznę, rodzinę, swoją kulturę, aby głosić dobrą nowinę Ewangelii wśród braci peruwiańskich, którzy przyjęli ich z szacunkiem i uprzejmością, odpowiedzieli szczodrze na ich apostolat pokoju i radości. Męczeństwo było dla nich autentyczną koroną chwały, która nadała pełny sens ich egzystencji - zaznaczył.

W Chimbote owego grudniowego dnia śpiewano hymn męczenników, którego refren, autorstwa peruwiańskiego artysty, mówił: “Oni są tutaj świadkami nadziei, a ich krew napełniła kwiatami mój kraj" - powiedział kard. Amato. W ubiegłym roku na brzegu morza w Nuevo Chimbote miała miejsce inauguracja Parku Męczenników, w którym umieszczono ich marmurowe pomniki. Od tej chwili zapach ich świętości wychodzi daleko poza granice Peru, dociera nie tylko do ich ojczyzny, Polski, ale roznosi się na cały świat - zakończył.


(e)