Według podanych przez Państwową Komisja Wyborczą wstępnych rezultatów wyborów prezydenckich w Jugosławii, kandydat opozycji Vojislaw Kosztunica zdobył 48, a dotychczasowy szef państwa, Slobodan Miloszević, 40 procent głosów.

REKLAMA

Jugosłowiański przywódca Slobodan Miloszewić przyznał się do porażki w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Od razu jednak zaznaczył, że dostał wystarczająco dużo głosów, żeby startować w drugiej turze. Jugosłowiański przywódca Slobodan Miloszević zyskał czas, by zaplanować swój następny krok - tak komentuje się ogłoszenie Centralnej Komisji Wyborczej o drugiej turze wyborów prezydenckich. Według Komisji w niedzielnym głosowaniu Miloszević zyskał osiem procent głosów mniej od kandydata opozycji, ale Vojisław Kosztunica nie zdobył większości głosów wymaganych do zwycięstwa. Opozycja od razu odrzuciła dane Komisji i mówi o fałszerstwie wyborów. Kandydat opozycji wykluczył udział w drugiej turze głosowania. "Dogrywka wyborcza nie wchodzi w grę" - stwierdził Kosztunica. "Mamy do czynienia z oszustwem politycznym i rażącą kradzieżą głosów" - napisał w oświadczeniu przesłanym agencji Associated Press. Rośnie napięcie w Belgradzie.

Przywódca serbskiej partii demokratycznej Zoran Djindić podkreśla, że wyniki Komisji zdecydowanie różnią się od wyników podawanych zarówno przez opozycję jak i niezależne organizacje pozarządowe. "Według wstępnych danych Komisji Kostunica dostał aż 400 tysięcy głosów mniej niż wynika z naszych danych, zaś Miloszević zyskał 200 tysięcy głosów więcej. Oznacza to, że różnica między danymi Komisji a naszymi - to aż 600 tysięcy głosów. To nie jest mała różnica, nawet w Serbii. Można mówić o potężnej manipulacji wyborczej, gdyż chodzi w końcu aż o 10 procent całego elektoratu" - mówił Djindić.

Opozycja zapowiada, że jeśli władze nie uznają porażki Miloszewića i zwycięstwa Kosztunicy, wyprowadzi swych zwolenników na ulice, by tam - w pokojowy sposób - dochodzić swoich praw. Obsadzona przez ludzi reżimu Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła także, że socjaliści zdobyli większość w parlamencie i utworzą rząd. Slobodan Miloszević w wystąpieniu telewizyjnym uznał swoją porażkę, ale dodał, że w drugiej rundzie wszystko może się zdarzyć. Tymczasem opozycja jest pewna swego - jej zdaniem reżim ukradł 600 tysiecy głosów, a rezultatów podanych przez komisję nie da się udowodnić. Jak na razie w Belgradzie panuje spokój. Ostatecznych i oficjalnych wyników elekcji należy się spodziewać w ciągu najbliższych godzin. Tymczasem Państwowa Komisja Wyborcza odmówiła opozycji wglądu do dokumentów, z których wynika że musi dojść do grugiej tury wyborów prezydenckich. Do siedziby komisji ochrona nie wpuściła przywódców obozu Voislawa Kosztunicy. Powiedziano im, że bedą mogli sprawdzić wyniki głosowania najwcześniej w piątek.W dodatku serbska policja kazała zwolennikom opozycji rozebrać scenę, postawioną w centrum miasta. To właśnie tam, w środę wieczorem mają się zebrać się zwolennicy Kosztunicy, który ich zdaniem przez oszustwo został pozbawiony zwycięstwa już w pierwszej turze głosowania. Policjanci nie dopuścili także na miejsce dziennikarzy i fotoreporterów, którzy chcieli sfotografować scenę. Posłuchaj relacji specjalnego wysłannika radia RMF FM do Belgradu, Roberta Kalinowskiego:

Podane przez Państwową Komisję Wyborczą wyniki niedzielnych wyborów powszechnych są zupełnie inne od obliczeń dokonanych przez opozycję i niezależny instytut badawczy. Przewidywano bowiem, że Kosztunica uzyskał prawie 55% poparcie, a Slobodan Miloszević o ponad 20% mniejsze. Oświadczenie Komisji Wyborczej wywołało już reakcje w krajach Zachodu. Szef brytyjskiej dyplomacji Robin Cook powiedział: "Jedyną osobą w Jugosławii, która nie zdaje sobie sprawy, że jest skończona jest właśnie Miloszević". Cook przypomniał również, że na Bałkanach stacjonują silne oddziały NATO. Z kolei rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu - Chuck Hunter przyznał, że Stany Zjednoczone są przekonane, że jugosłowiańskie wybory zostały sfałszowane.

16:10