Gdy obudzimy w dziecku potrzebę zdobywania wiedzy, chętnie będzie wracać do szkolnych obowiązków. Anna Jeziorek – psycholog, dyrektor Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Powiatu Krakowskiego radzi, by nie skupiać się wyłącznie na ocenach, ale na długofalowych celach. Sugeruje też, by wzmacniać dążenia dziecka na każdym etapie edukacji.

REKLAMA

Marlena Chudzio, RMF FM: Pierwszy dzwonek już niebawem. Niektórzy z pewnością nie mają ochoty wracać. Czy to jest normalne? Dorosłym też się po urlopie nie chce zazwyczaj wracać i to nawet, jeśli lubią swoją pracę.

Anna Jeziorek, psycholog: To wszystko zależy od dziecka i od tego, jak wygląda jego historia szkolna. Bardzo często słyszę od dzieci, że najpierw: "Hura są wakacje". A potem już nudno, "ja chcę do szkoły, do koleżanek". Myślę że bardziej chodzi tu o relacje rówieśnicze niż o to, że się chce do szkoły. Jednak spotkać się z koleżankami z kolegami to jest super sprawa.

Czyli właśnie o tym trzeba przypominać naszemu dziecku, że czekają koledzy? Niekoniecznie, że czekają książki, alfabet i tabliczka mnożenia, tylko że czekają koledzy?

Na to, jak dziecko będzie funkcjonować w szkole, pracujemy od wczesnego dzieciństwa. Jeśli budujemy w dziecku ciekawość poznawczą, jeśli dziecko ma takie poczucie, że wiedza jest wartością to myślę, że będzie mu łatwiej przychodzić do szkoły. Wiele zależy od tego, jak ta szkoła funkcjonuje. W jaki sposób nauczyciele pracują z dzieckiem? Mam takie refleksje, że biorąc pod uwagę współczesną szkołę i te testy, naukę pod testy, to jest to w dużym konflikcie z ciekawością poznawczą dzieci.


Bo chodzi tylko o wyniki, a przecież nie wszyscy możemy mieć te wyniki na 100 procent.

Uważam, że nauka powinna być cały czas interpretowana w ten sposób, że to jest przygoda, że to jest odkrywanie. Jeśli się tak rozmawia z dzieckiem (ale to nie mogą być tylko słowa, ale też czyny) to wtedy każde dziecko chce odkrywać, doświadczać, wiedzieć.

Co z tymi, którzy idą do szkoły pierwszy raz i nie wiedzą, na co się przygotować? Nawet jeśli mają za sobą doświadczenie przedszkolne to się okazuje, że zderzenie z rzeczywistością szkolną jest zupełnie inne.

Najgorszą rzeczą, którą mogą zrobić rodzice, to mówić: "Zobaczysz, jak już pójdziesz do szkoły to się zacznie. Skończy się zabawa, zacznie się nauka". Szkoła, zwłaszcza na tym pierwszym etapie, w nauczaniu zintegrowanym to powinna być nauka przez zabawę i plastyczne przechodzenie do tego, że ja się uczę przez zabawę. I jeśli tak jest, to nie powinno być żadnych trudności. Ważna jest cała otoczka związana z pójściem do szkoły i takie celebrowanie, kupowanie wybranego przez dziecko plecaka, ulubionych zeszytów - to też ma znaczenie. To też jest budowanie pozytywnej motywacji wewnętrznej u dziecka.


Licealisty już na plecak z McQueenem nie kupimy. Skończyła się szkoła podstawowa, zaczął się nowy etap edukacji, jest nowa grupa rówieśnicza - to także może u niektórych budzić lęk.

Myślę, że każdemu towarzyszy pewna obawa, jak to będzie. Każdy sobie zadaje pytania, jak mnie tam przyjmą, jacy będą nauczyciele. To jest zupełnie normalne. Przecież my dorośli też, jak wchodzimy w nowe sytuacje życiowe, to się pojawiają pewne lęki i niepokoje. One są naturalne. Ważne, żeby ich nie wzbudzać tak mocno. Uważam, że bardzo fajną rzeczą jest takie wizualizowanie, rysowanie sobie drogi, dążenie do celu. "Już tyle osiągnąłeś, tyle zrobiłeś, jesteś na następnym etapie, coraz bliżej." Tylko dobrze, kiedy dziecko ma cel. Jeśli powtarzamy dziecku: "będziesz kimś, osiągniesz wiele". To nie musi być "będziesz lekarzem", to może być "będziesz super rzemieślnikiem".

Nowy etap edukacji to też jest czasami nowy układ w grupie. Przyszedłem do liceum jako piątkowy uczeń. A tam zaczyna się nowa segregacja. Ktoś znowu będzie uczniem na piątkę i uczniem na tróję.

Myślę, że te oceny, które otrzymujemy niewiele mówią o tym, co my naprawdę umiemy. Liczy się to, żeby naprawdę mieć ciekawość, chcieć wiedzieć i nie przywiązywać się do ocen, bo to może być upadek bolesny. Ja sama pamiętam, że kiedy zaczęłam naukę w liceum, byłam pytana, odpowiedziałam dobrze i w podstawówce pewnie dostałabym piątkę. A tu usłyszałam "dobrze, dostateczny" i to było dla mnie trudne. Dobrze, jeśli my dorośli nie robimy też z tego problemu. Czasami rodzice mają takie podejście, że uczymy się na oceny. Uczymy się, żeby osiągnąć jakiś cel. Jak się ma jakiś cel, to się w niego inwestuje.

A co z tymi maluchami, które spotkają się z zupełnie nowym problem? Nikt ich nie będzie oceniał w przedszkolu, ale okazuje się, że są wyrwane ze środowiska rodzinnego, zostawione na ileś godzin w przedszkolu i to też jest stres.

Ogromny stres, bo to się nakłada na lęki rozwojowe u dziecka. Około 3. roku życia to jest lęk przed utratą rodziców. Dzieci nie mają jeszcze poczucia czasu. Nie rozumieją, że "zostawię Cię tylko na parę godzin". Bardziej wrażliwe dzieci reagują syndromem porzucenia. Mogą tak to interpretować: "Poszła mama, nie ma mamy". Nowe zupełnie środowisko, inne dzieci, dużo dzieci. To zależy, jak my w ogóle dziecko wychowujemy. Jeśli dom jest zamknięty, dziecko przebywa tylko w domu w otoczeniu najbliższych, to to będzie naprawdę duży stres.

A czy wzmacniać pozytywnie, ale w taki bardzo dosłowny sposób? "Jeśli nie będziesz płakał w przedszkolu, kupię ci lizaka." Bo to może wywołać taką reakcję: "wytrzymam, żeby zasłużyć na nagrodę", ale nie odnajdę się w tym środowisku.

Myślę, że trzeba mówić: "poradzisz sobie, dasz radę". Przedszkola robią przed wrześniem dni otwarte. Mogą dzieci przyjść z rodzicami, patrzą, jak przedszkole wygląda, jakie tam są zabawki. Pójdźmy właśnie w tę stronę, mówmy: "Super zabawki, takich nie masz w domu, będziesz się fajnie bawił z innymi dziećmi, bo przecież samemu nie jest tak fajnie". Poznanie pani sprawia że dziecko powinno wejść śmielej w grupę. A te pierwsze dni... czasami jest płacz. Mówi się w psychologii, że miesiąc to jest taki okres adaptacyjny. Przedszkolanki to są bardzo dobrze wykształcone panie, bardzo ciepłe i na pewno umieją się zaopiekować dziećmi. Jeśli mówimy dziecku, że mama przyjdzie wtedy i pokazujemy na zegarku tę godzinę, to nie powinniśmy się spóźnić nawet pięć minut.

Czasami my swój stres przenosimy na dzieci. Boimy się, czy będzie mu dobrze.

Zaszczepiamy w dziecku lęk. My mamy być pozytywni. Mamy mówić dziecku, że będzie świetnie, poradzisz sobie. Może czasami będziesz tęsknić, ale ja też będę tęsknić, spotkamy się i wszystko będzie dobrze.

A na tych wszystkich etapach edukacji powinniśmy opowiadać o sobie? Mówić, że ja też płakałam w przedszkolu? Że pierwszą oceną, którą przyniosłam, była trójka?

Własny przykład jest świetny i mówienie o tym, że było tak, ale ja sobie z tym poradziłam. Pokazywanie dziecku, że z każdej sytuacji jest wyjście. Przykład mamy czy taty, którzy teraz dobrze sobie radzą, jest bardzo wzmacniającym przykładem.

Marlena Chudzio, RMF FM

(mn)