Katamaranowi Gemini 3, na którym kapitan Roman Paszke odbywał pechowy rejs dokoła świata, grozić może licytacja - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Kuba Kaługa. Do końca miesiąca skończy się budżet rejsu dookoła globu, który był próbą bicia rekordu świata w kierunku pod wiatr.

REKLAMA
Zobacz również:

Od momentu awaryjnego zawinięcia do portu RIO GALLEGOS ekipa Paszkego wydała już prawie 80 tys. dolarów. Kończą się pieniądze na ich pobyt, wyżywienie i powrót do Polski. Powodem kłopotów jest żądanie firmy, która holowała jacht przy wejściu do portu. Mimo że dostała swoją zapłatę, chce dodatkowo 300 tys. dolarów. Jeśli nie ustąpi, sprawę rozstrzygnąć będzie musiał sąd, który w praktyce zebrać może się dopiero za 3 miesiące.

Z tego powodu jacht Gemini został aresztowany w porcie Rio Gallegos. Kapitan Paszke i jego zespół brzegowy nie ma nawet prawa wstępu na jednostkę. Stało się to tuż przed wypłynięciem Paszkego w powrotny rejs do Polski. Wtedy suma wydana na pobyt w Argentynie i naprawę jachtu wynosiła około 55 tysięcy złotych.

Negocjacje w sprawie uwolnienia jednostki wciąż trwają. Zarówno na poziomie zespołu brzegowego i żądającej ogromnej kwoty firmy, jak i na szczeblu dyplomatycznym. Team Paszkego jest pewny swego - wszystkie poniesiono koszty są bowiem udokumentowane i odpowiednio zarchiwizowane. Między firmą, która udzielała asysty holowniczej, a teamem Paszkego pośredniczyła jeszcze agencja portowa. Cała korespondencja była prowadzona drogą elektroniczną - i jest zachowana. Pytanie tylko, czy sąd zdąży się z nią zapoznać na czas. A raczej do czasu, którego Paszkemu i jego przyjaciołom skończą się pieniądze na pobyt w Argentynie. Są obawy, że kiedy jednostka zostanie w porcie niepilnowana, może zostać rozkradziona. A naszpikowana jest bardzo nowoczesną elektroniką. Jeśli nie dotkną jej złodzieje - mogą dotknąć warunki atmosferyczne. W najbardziej wietrznym rejonie świata myślą już bowiem powoli o nadchodzącej zimie.

Firma, która udzielała asysty holowniczej otrzymała dawno już swoją zapłatę - to nieco ponad 15 tys. dolarów. Wyliczone zgodnie ze stawką godzinową za taką asystę. Dodatkowe, ogromne żądania pojawiły później. Nieoficjalnie wiadomo, że zbiegły w czasie z ujawnieniem kwoty, na którą ubezpieczona była jednostka. Chodzi o około 1,5 mln euro. Wtedy firma holownicza miała zmienić kwalifikację udzielonej usługi - z asysty holowniczej, na tak zwaną asystę "emergency". Ta rozliczana jest już nie stawkami godzinowymi, ale jako procent od wartości jednostki.

Ubezpieczyciel jachtu - jedno z rosyjskich towarzystw - nie wypłaci spornych 300 tysięcy dolarów za usługę holowania typu emergency. Jego argumentacja mówi wiele o całej sprawie - takiej usługi po prostu nie było.

O kłopotach katamaranu Gemini 3 team kapitana Romana Paszke oficjalnie poinformował wczoraj. Poniżej oficjalny komunikat w tej sprawie, przesłany przez Janusza Cieliszaka, rzecznika teamu:

Jacht Gemini 3 sprawny i gotowy do powrotu do Europy został zatrzymany w argentyńskim porcie Rio Gallegos

Na miejscu znajduje się czteroosobowy Zespół Brzegowy Rejsu Romana Paszke, który na przełomie stycznia i lutego dokonał wszystkich niezbędnych napraw uszkodzeń, do których doszło na jachcie w dniu 06 stycznia br. Uszkodzenia spowodowane były awarią lewego kadłuba katamaranu poniżej linii wodnej, która jak się jednak okazało - nie naruszyła konstrukcji jachtu. Kapitan Roman Paszke zdecydował o konieczności dokonania napraw poniżej linii wodnej co wymusiło przerwanie samotnego rejsu non stop dookoła świata. Po konsultacji z Zespołem Brzegowym Rejsu jacht został skierowany - do najbliższego portu schronienia w Argentynie, w okolice którego dotarł ok. 20 godzin później - cały czas żeglując o własnych siłach.

Opanowanie awarii nastąpiło własnym staraniem kapitana jachtu. Na ostatnim etapie dojścia do portu - zgodnie z przyjętą praktyką morską - zakontraktowano lokalny holownik, którego zadanie sprowadziło się wyłącznie do wprowadzenia jachtu Gemini 3 do portu na rzece Rio Gallegos. Dzięki zaangażowaniu polskiej placówki dyplomatycznej w Argentynie, w porcie oczekiwali przedstawiciele miejscowej Polonii, a jacht i jego skipper zostali otoczeni opieką polskiego Konsulatu w Buenos Aires i życzliwością lokalnych władz miasta oraz prowincji Santa Cruz.

Po wykonaniu napraw armator jachtu opłacił wszelkie koszty związane z pobytem jednostki w porcie, w tym opłatę za holowanie katamaranu, łącznie ok. 50 tys. USD. Następnie, zgodnie z lokalnymi procedurami jacht Gemini 3, uzyskał także odpowiednie zezwolenia żeglugowe ze strony inspektorów argentyńskich, pozwalające na wznowienie żeglugi.

Jednakże, tuż przed wypłynięciem jachtu w powrotny rejs do Polski, tym razem już z czteroosobową polską załogą, jedna z firm argentyńskich wystąpiła z nieuprawnionymi roszczeniami finansowymi, żądając od polskiego armatora dodatkowo ponad 300 tys. USD za rzekome uczestnictwo w "asyście ratowniczej". Jest to roszczenie bezprawne, ponieważ jednostka ta nie brała udziału w takiej akcji, ani nie była o to proszona. Zdaniem przedstawicieli władz portowych Rio Gallegos oraz niezależnych ekspertów w dziedzinie międzynarodowego prawa morskiego, przedstawione wymagania mogą być formą wymuszania haraczu od zagranicznych statków, co wg lokalnych informatorów - zdarza się w tych okolicach. Jednak decyzją lokalnych władz - do czasu rozstrzygnięcia sporu - Gemini 3 otrzymał zakaz opuszczania portu, a polska załoga otrzymała zakaz korzystania z jachtu.

W związku z obecnie zaistniałą sytuacją armator jachtu podjął wszystkie możliwe kroki formalne i prawne zmierzające do odwołania się od zatrzymania jachtu. Sprawa obecnie jest analizowana zarówno przez armatora jak i firmę ubezpieczeniową jachtu. Na bieżąco sytuacja jest monitorowana przez kierownictwo polskiego i argentyńskiego MSZ. Jednocześnie polskie służby dyplomatyczne, zarówno w Polsce jak i w Argentynie pozostają w stałym kontakcie z załogą jachtu oraz z lokalnymi władzami.