100 tys. osób demonstrowało na głównym placu w Tel Awiwie przeciwko rządowym planom likwidacji niektórych osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Zdaniem szefa rządu Ariela Szarona ewakuacja kilku osad to konieczność.

REKLAMA

W siedmiomilionowym Izraelu tyle ludzi na ulicach, to siła, z którą należy się liczyć. Ponadto w wiecu brali udział ministrowie gabinetu Ariela Szarona oraz wielu wpływowych działaczy jego własnej partii Likudu.

Przyszedłem tu wraz ze swoimi dziećmi, by powiedzieć, że wzniosłem tam swój dom, tam jest moja ojczyzna i zamierzamy tam pozostać - mówił jeden z protestujących. To i tak jedna z najbardziej wyważonych wypowiedzi. Inni nie przebierają w słowach. Jeśli można wysiedlać Żydów, to można również Palestyńczyków. Ta ziemia została nam nadana przez Boga. Czas Szarona już się skończył.

Za pośrednictwem mediów premier Izraela odpowiada tłumom, że politykę kształtują rządy, a nie demonstranci. Jeśli Izrael będzie musiał wdrażać mapę pokojową, to nie będzie mógł utrzymać wszystkich osiedli. To oczywiste.

Zdaniem Szarona, ewakuacja kilku osad to konieczność nawet wówczas gdy rozmowy z Palestyńczykami się załamią. Poświęcając kilka najbardziej wysuniętych przyczółków, będzie można lepiej bronić pozostałych.

05:15