Zbigniew Girzyński, były poseł PiS, który odszedł z partii w związku z zastrzeżeniami dotyczącymi jego służbowych podróży, przyznał, że w tej sprawie popełnił błąd, za który przeprasza. Poinformował, że zwrócił Kancelarii Sejmu ponad 13 tys. zł.

REKLAMA

Były poseł PiS mówił, że zwrócił już całość pobranych z Kancelarii Sejmu środków na sześć podróży zagranicznych na łączną kwotę 13 tys. 467 zł. Jak tłumaczył, rozliczał te delegacje jako wyjazd samochodowy, a leciał samolotem.

Poseł, deklarując podróż samochodem droższą niż ewentualna podróż lotnicza, otrzymuje z Kancelarii Sejmu ekwiwalent ceny biletu lotniczego. Girzyński mówił, że traktował otrzymane środki jako ryczałt na podróż odbywaną we własnym zakresie - jak dodał - "najczęściej samochodem, ale nie zawsze".

Łącznie - jak mówił Girzyński - odbył 20 delegacji zagranicznych, za które pobrał taki ekwiwalent.

Przepraszam. Ja w tej sprawie popełniłem błąd, ponieważ te przepisy interpretowałem w taki sposób, w jaki wydawał mi się właściwy, ale nie sprawdziłem tego dokładnie. Błąd popełnili też ci, którzy te przepisy w taki sposób interpretowali i nie robili nic w tym czasie, by te wątpliwości rozwiać - podkreślił.

Tymczasem jak informuje dziennikarz RMF FM Tomasz Skory, wczoraj do warszawskiej prokuratury okręgowej wpłynęły doniesienia o możliwości popełnienia przez 11 posłów przestępstwa przy rozliczaniu poselskich kilometrówek.

Poza postępowaniem sprawdzającym ws. Radosława Sikorskiego i Sławomira Neumanna prokuratura bada trzy doniesienia, obejmujące byłych ministrów z PiS, korzystających też z przejazdów poselskich oraz prof. Krystyny Pawłowicz i Jolanty Szczypińskiej, które nie dysponują samochodami. Doniesienia złożyły osoby prywatne.

(j.)