FBI wezwała amerykańskie uczelnie, aby dostarczały szczegółowych informacji o studentach i wykładowcach z zagranicy. W ten sposób rząd chce walczyć z terroryzmem - twierdzi dziennik "Washington Post". Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji.

REKLAMA

Od ubiegłego miesiąca FBI rozsyła listy do collegów i uniwersytetów z prośbą, aby dostarczały "imiona, adresy, numery telefonów, informacje o obywatelstwie, miejscu i dacie urodzenia, a także o kontaktach z zagranicą" studentów i wykładowców z innych krajów. Biuro odmówiło udzielenia informacji, do ilu placówek wysłało listy, ani ile odpowiedziało. Poinformowało tylko, że udział w programie jest dobrowolny.

Prośba FBI wzbudziła wiele kontrowersji. Dwóch senatorów wystosowało nawet list do prokuratora generalnego, w którym podważyli legalność takich działań biura.

Pomysł FBI spotkał się też ze zrozumieniem. Ta prośba może wywołać psychologiczny dyskomfort u niektórych osób. Ale nie widzę przeciwwskazań, dla których szkoły miałyby odmawiać prośbie FBI. To po prostu fragment krajobrazu, do jakiego musimy się przyzwyczaić po 11 września - powiedział Sheldon Steinbach z Amerykańskiej Rady Edukacyjnej. Posłuchaj relacji waszyngtońskiego korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego:

Po zamachach 11 września ok. 200 collegów i uniwersytetów przyznało się, że przekazało do FBI informacje o podejrzanych przybyszach z zagranicy. Większość z tych sygnałów pozostała bez odzewu - pisze "Washington Post". Cześć zamachowców, którzy uprowadzili cztery samoloty 11 września ubiegłego roku, uczęszczała do amerykańskich szkół nauki latania.

10:50