„Premier Jarosław Kaczyński zwrócił się do prezydenta o odwołanie Andrzeja Leppera z funkcji wicepremiera i ministra rolnictwa. Do rządu wraca natomiast była wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska” – tak pisaliśmy prawie rok temu, gdy po raz pierwszy PiS wyrzucał z rządu Leppera.

REKLAMA

Zobacz również:

Lepper otrzymał szansę na uczestniczenie w procesie dobrego rządzenia - powiedział na konferencji prasowej premier. Jak dodał, lider Samoobrony z tej szansy nie skorzystał i powrócił do swoich praktyk – warcholstwa. A Prawo i Sprawiedliwość „podjęło wysiłki, by utrzymać większość” w parlamencie.

Jeżeli to się nie powiedzie, jedynym rozwiązaniem normalnym i demokratycznym będą przyspieszone wybory - zapowiadał premier. Tak kończą się rządy ignorantów, dla których partykularne interesy są ważniejsze od interesu Polski - komentował wtedy Grzegorz Napieralski z SLD.

Dalej scenariusz miał być prosty: brakującym elementem układanki dla Prawa i Sprawiedliwości było PSL. Rozpoczęło się kuszenie ludowców stanowiskami, ale nawet gdyby PSL zgodziło się wejść do koalicji, PiS-owi do pełni szczęścia brakowałoby około 15 głosów. Tych posłów PiS chciał podebrać Lepperowi. Skończyło się – jak pamiętamy – na tzw. taśmach Begerowej i wielką kompromitacją partii rządzącej. A Andrzej Lepper po kilkunastu dniach znów był wicepremierem.