Sąd Apelacyjny w Rzeszowie utrzymał wyrok dożywocia dla 35-letniego Grzegorza G., który zabił 25-letnią ciężarną szwagierkę. Mężczyzna był ojcem nienarodzonego dziecka. Wyrok jest prawomocny.

REKLAMA

Sąd odwoławczy utrzymał w zasadniczej części wyrok sądu I instancji z marca tego roku. Zmienił jedynie kwalifikację czynu na zwykłe zabójstwo (jak w akcie oskarżenia), podczas gdy sąd okręgowy uznał, że było to zabójstwo z motywacji zasługującej na szczególne potępienie.

Ponadto Grzegorz G. został pozbawiony praw publicznych na osiem lat. Ma także zapłacić po 250 tys. zł zadośćuczynienia każdemu z rodziców zabitej kobiety, którzy byli w procesie oskarżycielami posiłkowymi. Ma im też zwrócić ponad 17 tys. zł, które wybrał z konta Jolanty Ś. po jej śmierci.

Sąd uznał Grzegorza G. za winnego również pozostałych zarzucanych mu przez prokuraturę czynów. Jest to m.in. kradzież samochodu i pieniędzy ofiary, usiłowanie dwóch oszustw, kradzież z miejsca pracy sprzętu elektronicznego o wartości ponad pół mln zł. Grzegorz G. ma także naprawić szkodę względem swojego pracodawcy w łącznej kwocie prawie 320 tys. zł.

Grzegorza G. nie było na sali sądowej

Rozprawa odwoławcza, podobnie jak większość procesu w I instancji, odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Również ustne uzasadnienie wyroku zostało ogłoszone za zamkniętymi drzwiami.

Na ogłoszeniu wyroku w czwartek na sali nie było Grzegorza G.

Apelację od wyroku w I instancji złożyła obrona Grzegorza G. Wnosiła o uniewinnienie Grzegorza G. albo o uchylenie wyroku I instancji i skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania.

Razem z Grzegorzem G. przed sądem odpowiadały jeszcze dwie osoby, które prokuratura oskarżyła o nieumyślne paserstwo. Są to Maria M. i Dariusz K., którzy kupili od G. skradziony sprzęt elektroniczny. Przyznali się do tego, ale utrzymywali, że nie wiedzieli, iż jest kradziony. Oboje zostali skazani na kary po roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Mają też zapłacić grzywny po 30 tys. zł.

Grzegorz G. początkowo twierdził, że kobieta zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku

Grzegorz G. został zbadany psychiatrycznie. Biegli nie stwierdzili, aby w chwili zabójstwa był niepoczytalny lub miał ograniczoną poczytalność.

Według śledczych Grzegorz G. zadał siostrze żony, z którą łączył go romans, wiele uderzeń w głowę połową cegły. Jolanta Ś. miała też ranę kłutą szyi. Jak podała prokuratura, przyczyną śmierci kobiety było prawdopodobnie zachłyśnięcie się krwią i uduszenie.

Jolanta Ś. była w siódmym miesiącu ciąży, a ojcem dziecka był G. Stan rozwoju dziecka, stwierdzony podczas sekcji zwłok, nie pozwolił jednak na postawienie mężczyźnie zarzutu podwójnego zabójstwa.

W czasie śledztwa G. początkowo utrzymywał, że śmierć Jolanty Ś. nastąpiła na skutek nieszczęśliwego wypadku - miała spaść ze skarpy. Po przedstawieniu mu dowodów z sekcji zwłok kobiety, które wykluczyły taką przyczynę śmierci, przyznał się do zabójstwa. Zapewniał, że nie planował zbrodni, a myśl o zabiciu kobiety powziął dopiero podczas kłótni z nią.

Zabił, a potem ukradł rzeczy szwagierki. Okradł też pracodawcę - na kwotę 500 tys. zł

Grzegorz G. został uznany również za winnego kradzieży mienia szwagierki, w tym samochodu, pieniędzy i sprzętu elektronicznego, a także fałszowania dokumentów (umowy sprzedaży samochodu) i niszczenia dokumentów.

G. jest również winny usiłowania dwóch oszustw na kwotę tysiąca i 5 tys. zł - podszywał się pod ofiarę i chciał wyłudzić pieniądze od dwóch osób jako rekompensatę za rzekome zobowiązania. Ukradł też z miejsca pracy sprzęt elektroniczny wart ponad 500 tys. zł.

Jolanta Ś. miała wysłać do matki sms, że sprzedała noworodka

Zaginięcie ciężarnej Jolanty Ś. jej rodzina zgłosiła w sierpniu 2016 roku. Upłynął bowiem termin porodu, a kontakt z nią się urwał. Początkowo śledztwo prowadzono w kierunku handlu ludźmi - Jolanta Ś. miała bowiem wysłać do matki sms, że sprzedała noworodka i nie chce, aby jej szukać.

Niedługo później żona Grzegorza G. zgłosiła z kolei jego zaginięcie. Mężczyzna był już wówczas podejrzewany o udział w zaginięciu Jolanty Ś. Ponadto prokuratura podejrzewała go o kradzież z firmy, w której pracował, specjalistycznego sprzętu elektronicznego wartego ponad pół miliona zł.

G. został zatrzymany pod koniec listopada 2016 r. we własnym mieszkaniu. Wpadł w zasadzkę policji. Podczas przesłuchania przyznał się do kradzieży sprzętu i do nieudzielenia pomocy szwagierce po jej upadku ze skarpy oraz do tego, że w panice zakopał zwłoki w lesie. Nie przyznawał się jednak do zabójstwa. Utrzymywał, że kobieta zmarła na skutek nieszczęśliwego wypadku.

Kolejny czyn, za który został skazany, to tzw. samouwolnienie. W marcu 2017 roku G. uciekł z sądu w Ropczycach, gdzie toczyła się jego sprawa cywilna. Został ujęty po oddaniu przez policjantów strzałów ostrzegawczych.