W niektórych sklepach w Polsce, także szkolnych, pojawiły się cukierki zawierające substancje psychoaktywne - przypomina "Dziennik Gazeta Prawna".

REKLAMA

Chodzi o kilka barwników, które powodują, że dzieci są pobudzone i rozkojarzone. Swoim działaniem słodycze przypominają zatem dopalacze. Okazuje się jednak, że zarówno policja jak i sanepid mają związane ręce i nie mogą interweniować. Szkodliwe barwniki są całkowicie legalne, nie zostały bowiem wymienione w ustawowej tabeli substancji zakazanych. Cukierki zawierające takie "dopalacze" są w zgodzie z prawem sprzedawane np. w szkolnych sklepikach.

Problem nie kończy się zresztą na szkołach. Barwniki, które mają właściwości odurzające, to składniki słodyczy kupowanych również przez samych rodziców. Przedstawiciele Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Krakowie wzięli pod lupę żelki, lizaki i inne słodycze, które można kupić na terenie powiatu krakowskiego. Analizie znakowania poddano 48 produktów. W 17 stwierdzono nieprawidłowości. Jedną z podstawowych był brak napisu "może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci" na opakowaniach słodyczy zawierających barwniki, które odurzają.

Pytanie jednak, kto przed kupieniem dziecku słodyczy czyta co jest napisane na opakowaniu? Zapewne znalazłoby się niewiele takich osób. By im to ułatwić "DGP" podaje nazwy barwników o właściwościach odurzających. Są to: E110 (żółcień pomarańczowa), E104 (żółcień chinolinowa), E122 (Azorubina/karmoizyna), E129 (Czerwień Allura), E102 (Tartrazyna) oraz E124 (Pąs 4R)