Sanepid poniósł sromotną porażkę, walcząc z Covid-19. Z sądów zwycięsko wychodzą obywatele, właściciele restauracji czy basenów. Sanepid wygrał jedynie 7 proc. spraw związanych z zakazami i nakazami covidowymi – głównie w przypadkach złamania kwarantanny przez obywatela - ustalił dziennikarz RMF FM. Zmarnowano co najmniej pół miliona złotych publicznych pieniędzy, a koszty postępowań sądowych rosną lawinowo. Wszystko przez złe przepisy przyjęte przez rząd.

REKLAMA

Zakazy przemieszczania się, „resetowanie” lasów czy siłowe ograniczanie działalności przedsiębiorców – to pierwsze efekty reakcji państwowego aparatu podczas pandemicznego szoku w 2020 roku.

O tym, że „Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 31 marca 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii” (wielokrotnie później uchylane i zmieniane) wprowadza ograniczenia swobód obywatelskich daleko wykraczające poza dopuszczone Konstytucją i ustawami rozwiązania, informował Rzecznik Praw Obywatelskich, a także większość mediów i prawników. I wtedy, i dziś, niemal te same słowa powtarza konstytucjonalista, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, profesor Marek Chmaj.

Zakazy były wprowadzone nie ustawą, tylko rozporządzeniem, zatem od początku były nielegalne. Stąd też sanepid stoi dziś na przegranej pozycji. Nie można rządzić rozporządzeniami – podkreśla prof. Chmaj. Rozporządzeniem można uszczegółowić konkretny przepis ustawy, ale rozporządzeniem nie można zastępować ustawy. Rozporządzenie może wydać minister, rada ministrów, premier, prezydent, ale nie zmienia to faktu, że jest to akt wykonawczy do ustawy, i nie może jej zastępować. W rozporządzeniu nie mogą być nakazy, zakazy, nowe obowiązki, takie których nie ma w ustawie.

Dowodem tego są liczby, do których dotarło RMF FM. Statystyki z czterech Wojewódzkich Sądów Administracyjnych, w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu oraz Gdańsku, a także Naczelnego Sądu Administracyjnego są druzgocące.

Seryjni przegrani

Do czterech sądów pierwszej instancji wpłynęło 201 skarg obywateli na decyzję Powiatowych i Wojewódzkich Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych w związku zakazami i nakazami covidowymi. Sądy wojewódzkie rozpatrzyły jak dotąd 192 sprawy. W 152 starciach to obywatele byli górą. Tylko z 14 rozpraw Sanepid wyszedł obronną ręką. W pozostałych przypadkach braki formalne uniemożliwiły rozpoczęcie postępowania. Sanepid w Wojewódzkich Sądach Administracyjnych wygrał więc jedynie 7 proc. spraw.

Obywatele chronią swoje prawa – mają do tego absolutnie podstawy konstytucyjne i ustawowe. A sądy rozstrzygając spór między obywatelem i organem, przyznają rację obywatelowi. Skoro organ bez legalnej podstawy prawnej wydawał decyzje, to naturalnym jest, że ta decyzja zostaje uznana za niezgodną z prawem i zostaje uchylona - mówi w RMF FM prof. Marek Chmaj.

Sprawy, które udaje się wygrać Inspektoratowi Sanitarno-Epidemiologicznemu właściwie ograniczają się do tych dotyczących złamania kwarantanny przez obywateli – to dlatego, że te kary i zakazy mają umocowanie w ustawie z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. W pozostałych przypadkach zakazów (zamknięcie terenów zielonych, zakaz przemieszczania się, zakaz zgromadzeń, ograniczenie działalności przedsiębiorców, w tym zamknięcie basenów) seryjnie wygrywają obywatele.

Mimo to w wielu przypadkach Inspektorzy poszli za ciosem – odwołali się od decyzji sądu i złożyli skargi kasacyjne do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Dla przykładu, w Warszawie sanepid przegrał przed sądem w 66 sprawach, z czego w 63 odwołał się do NSA. Następnie wszystkie wyroki pierwszej instancji zostały podtrzymane przez sąd wyższej instancji, na korzyść obywateli.

W Naczelnym Sądzie Administracyjnym statystyki są dla sanepidu równie złe. Skupiają dane ze wszystkich spraw, które nie zakończyły się na etapie jednego z szesnastu wojewódzkich sądów administracyjnych.

Ogółem do NSA wpłynęło jak dotąd 180 skarg kasacyjnych złożonych przez sanepid w całej Polsce. Ponieważ do sądu drugiej instancji sprawy wpływały głównie w zeszłym roku, wciąż połowa czeka na rozpoznanie przez sąd. Dotychczas na 90 skarg kasacyjnych, w zdecydowanej większości były to decyzje oddalające skargi organu. To cytat z pisma, które otrzymałem 9 sierpnia z Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nie mógł wskazać tej liczby precyzyjnie, gdyż „nie prowadzi statystyki w takim zakresie”. Nieoficjalnie mówi się o 80-90 proc. spraw przegranych przez sanepid.

Normalna instytucja publiczna uznawałaby skargi, albo też reformatoryjnie zmieniała decyzję. Na to wskazywałaby logika i przyzwoitość. Tymczasem mamy tu do czynienia z przekazem politycznym – macie trwać do końca i walczyć do końca, za publiczne pieniądze. Za szaleństwo sanepidu, za walkę przed sądami płacimy my wszyscy – uważa prof. Marek Chmaj.

Co na to premier Morawiecki?

Sytuację zupełnie inaczej postrzega premier Mateusz Morawiecki, którego o to zapytaliśmy.

Dzisiaj sądy, można powiedzieć już po latach, rozstrzygają tak jak rozstrzygają. Ja mogę się z nimi nie zgadzać, ale to nie ma większego znaczenia. Natomiast szybkiej reakcji w wówczas, w marcu, w kwietniu 2020 r. będę bronił.

Mogę tylko poprosić o to, by wszyscy rodacy przypomnieli sobie początek pandemii. Powszechna w Europie panika, u nas próby wypracowania odpowiednich, szybkich rozwiązań legislacyjnych. Stąd oparliśmy nasze działania o ustawę o stanie epidemii. Rozmawialiśmy wówczas z prawnikami, legislatorami, i na szybko wtedy zadziałaliśmy. Żeby ochronić ludzi, ich życie i zdrowie. Sądzę, że dzięki takiemu szybkiemu zadziałaniu ocaliliśmy tysiące żyć ludzkich przekonywał Morawiecki.

"Palenie pieniędzy"

Na marne poszła praca inspektorów sanepidu, do sądów wpłynęło setki spraw, które nigdy nie powinny się tam znaleźć, a na koniec, przegrany musi jeszcze zapłacić koszty postępowania sądowego. Te ponoszone przez sanepid rosły w ostatnich latach lawinowo.

Pokazują to dane finansowe z czterech ostatnich lat Głównego Inspektora Sanitarnego, wszystkich 16 Wojewódzkich Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych oraz 38 Powiatowych Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych w województwie mazowieckim.

Koszty postępowań sądowych poniesione przez sanepid wzrosły z 26 tysięcy złotych w 2019 roku, do 322 tysięcy złotych w okresie od stycznia do sierpnia 2022 roku. W poprzednim roku inspektorzy przegrali w sądach 147 tysięcy złotych.

Zdecydowaną większość tych kosztów generują Wojewódzkie Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne – te organy za przegrane sprawy sądowe zapłaciły w tym roku 312 z 322 tysięcy złotych.

Wyjątkiem był rok 2021, gdy prawie 10 proc. kosztów postępowań sądowych opłacały Powiatowe Inspekcje Sanitarne, wówczas na 147 tys. zł blisko 14 tysięcy zapłaciły PSSE – to dlatego, że w poprzednim roku więcej spraw było wciąż w sądach niższej instancji.

Sam Główny Inspektorat Sanitarny chował się za gardą niższych urzędników, co wynikało z procedury. Od roku pandemicznego do dziś GIS wydał na koszty postępowań sądowych niewiele ponad 10 tysięcy złotych. To mało przy skali problemu w Inspektoratach Wojewódzkich. Mimo to nikt z GIS nie zechciał odnieść się do prośby skomentowania zjawiska skierowanej do organu 10 sierpnia.

Te przegrywane seryjnie sprawy sanepidu widać zarówno w ogólnych statystykach, jak i przy wybraniu konkretnego Inspektoratu.

Ten w Gdańsku w 2020 roku miał 2,5 tysiąca złotych kosztów postępowania sądowego, w tym roku to już 62,5 tysiąca złotych.

W Katowicach, gdzie na 24 sprawy przed sądami WSSE nie wygrała wciąż żadnej, koszty wzrosły z niespełna 4 tysięcy złotych w roku 2020 do ponad 16 tys. złotych w obecnym.

Bydgoskiemu WSSE również nie udało się wygrać ani jednej skargi przed sądami, a koszty tego procederu wzrosły z okrągłego zera w roku 2020, do 44 tysięcy złotych w siedmiu miesiącach trwającego roku.

To nawet więcej niż zapłacił warszawski Wojewódzki Inspektorat, któremu koszty postępowań wzrosły z poziomu 1260 złotych do 49 tysięcy w roku poprzednim i 41 tysięcy złotych w 2022 r.

To setki tysięcy złotych, jeśli nie miliony w skali kraju (jeśli poczekamy na wszystkie rozstrzygnięcia) przepalonych pieniędzy. Środków, które mogły być wykorzystane na rozwój technologiczny Sanepidu czy pensje dla Inspektorów i pracowników.

Czyja wina?

Choć za to zamieszanie odpowiedzialność spoczywa bezpośrednio na Radzie Ministrów, która uchwaliła wadliwe przepisy, a następnie wydawała coraz to niższym szczeblom polecenia służbowe respektowania zakazów i nakazów wynikających (jedynie) z rozporządzenia, to sanepid wykonywał te przepisy i, jak się dziś okazuje, w większości przypadków niesłusznie karał obywateli.

Inspektorzy działali, ale mieli świadomość – mówi RMF FM konstytucjonalista, prof. Marek Chmaj. Mogli zapoznać się z ekspertyzami, które z resztą były w mediach, iż decyzje te nie mają legalnej podstawy prawnej. Skoro te decyzje były nadawane, przy świadomości, że są bezprawne, to odpowiadają konkretne osoby. Tych osób rozkaz, polecenie polityczne wcale nie usprawiedliwia. Są w służbie publicznej, a więc mają działać na podstawie i w granicach prawa - podsumowuje.