"Projekt Marcinkiewicz" - tak nieformalnie nazywana jest, przez samych polityków, akcja poszukiwania zajęcia dla byłego premiera. Kazimierz Marcinkiewicz kończy kadencję w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju.

REKLAMA

Nie jest jeszcze przesądzone, czym były premier mógłby się zająć. „Projekt Marcinkiewicz” jest we wstępnej fazie zatytułowanej: coś z byłym premierem trzeba zrobić, bo jest popularny i mógłby mieć własne ambicje, więc lepiej mieć go u siebie. Szczytem marzeń byłoby obsadzenie go w niewdzięcznej roli ministra infrastruktury. W tej dziedzinie były premier ma już całkiem spore doświadczenie; na wielu niedoszłych skrzyżowaniach wielu niedoszłych autostrad też pięknie obiecywał cud przemiany ziemi w asfalt.

Gdyby Marcinkiewicz nie chciał połakomić się na straceńczą misję, w zapasie są ministerstwa edukacji, nauki, sportu, teka premiera, gdyby Donald Tusk chciał być prezydentem, fotel prezydenta, gdyby Donald Tusk chciał jednak pozostać premierem, ewentualne zesłanie do Parlamentu Europejskiego, gdyby Donald Tusk uznał, że popularność byłego premiera stanowi zagrożenie. Jedno jest pewne: Kazimierz Marcinkiewicz nadaje się wszędzie i to od zawsze. Ponad dwa lata temu miał być w końcu ministrem gospodarki, skarbu oraz finansów.

Agnieszka Burzyńska