Gołdap w woj. warmińsko-mazurskim to miejscowość, która prawie czterystu kobietom kojarzy się z ośrodkiem odosobnienia w środku lasu. To właśnie tam w stanie wojennym trafiały panie związane z Solidarnością, KOR-em, KPN-em .

REKLAMA

Pierwsze z nich trafiły do Gołdapi 6 stycznia 1982 r. Przez obóz przewinęło się 397 (lub według innych rachunków 394) kobiet, reprezentujących 33 regiony "S". Najwięcej, bo 116 z Dolnego Śląska, 67 z Mazowsza, 25 z Gdańska. Przywieziono je z 83 miast i 6 wsi: było wśród nich 51 przedstawicielek zawodów inżynieryjno-technicznych, 46 nauczycielek, 38 studentek, 33 etatowe działaczki "S", 23 robotnice, 16 dziennikarek. Najstarsza internowana kobieta miała 63 lata, najmłodsza 19 lat.

Wśród internowanych znalazła się m.in. prawniczka z Wrocławia Sławomira Masłowska. Broniła ona działaczy Solidarności bitych podczas przesłuchań organizowanych przez milicję i SB. Nic tak nie bolało w czasie tych dni aresztu jak świadomość, że nie możemy ze sobą szczerze rozmawiać, że nie możemy się wypłakać. Wśród nas były podstawione przez SB rzekome działaczki podziemia. Jak byłyśmy zamykane, to było wiadomo, kto jest kto. Potem jak otworzono pomieszczenia, to nigdy nie wiadomo z kim się rozmawia. Wyszłyśmy o wiele silniejsze niż wtedy, kiedy nas zamykano. Ale nie wszystkie. Były przypadki, kiedy człowiek nie wytrzymywał, nie dawał rady - wspomina w rozmowie z reporterką RMF FM Barbarą Zielińską.

Przed 1 maja 1982 roku z Gołdapi zwolniono 52 kobiety, a po 1 maja przywieziono kolejne 63. Liczba nowych internowań dorównywała z reguły liczbie zwolnień. Kobiety mieszkały w 65 pokojach, do dyspozycji miały stołówkę, kilka świetlic, pokoje telewizyjne, bibliotekę, czytelnię, itp. "Opiekę" nad obozem sprawowała Służba Bezpieczeństwa: 8 stałych rezydentów, Komenda Wojewódzka MO z Suwałk, służba więzienna: około 12 funkcjonariuszy, jednostka wojskowa WOP z Białegostoku: 60 żołnierzy. Obsługę co pewien czas zmieniano. Szczególnym nadzorem otaczano młodych żołnierzy z poboru. Na szkoleniach mówiono, że jadą pilnować prostytutek, anarchistek, terrorystek i Żydówek. Na miejscu okazywało się, że w ośrodku przebywają nauczycielki, a bywało i tak, że trafiali tam na siostry, czy matki.

Sławomira Masłowska / Barbara Zielińska-Mordarska / RMF FM

Mimo pozorów "wczasowego" charakteru obozu, repertuar szykan, represji i prób łamania charakterów był taki sam jak we wszystkich obozach w Polsce. W Gołdapi nie dochodziło do przemocy fizycznej. W "zamian" stosowano stare, wypróbowane metody milicyjne: nękanie przesłuchaniami, częste rewizje, ograniczenie kontaktów z rodziną, a przede wszystkim rozmowy które miały skłonić internowanych do podpisania deklaracji lojalności. Próby te odnosiły raczej nikły skutek: jeśli nawet znalazły się kobiety, które lojalkę podpisały, starannie to ukrywały.

Nauczycielka ze Szczecina została zmuszona do złożenia podpisu pod deklaracją lojalności, szantażem. Za podpis obiecano jej zgodę na wyjazd na pogrzeb syna. Kobieta odmówiła. W Gołdapi ogłoszono strajk głodowy. Po kilkunastu godzinach SB ustąpiła, a miejscowi księża zorganizowali wyjazd na pogrzeb do Szczecina.

W Gołdapi, miejscu pobytu 16 dziennikarek, ukazywało się regularnie kilka pism, które puszczane były w obieg po pokojach: codzienny "Informator" z nasłuchu nielegalnie posiadanych odbiorników radiowych, tygodniki kulturalno-społeczne: "Refleksje" i "W drogę" oraz "wydawany" co trzy dni przed Wielkanocą "Wielki Post". Kwitła też różnego rodzaju twórczość plastyczna.

Ostatnia grupa 26 kobiet opuściła obóz 24 lipca 1982 r .Ówczesny rzecznik rządu: Jerzy Urban podkreślił, że zwolnienie internowanych było aktem humanitaryzmu ze strony WRON. Przemilczał jednak fakt ponownego internowania kobiet od połowy sierpnia 1982 r. w obozie Darłówko. Część z nich przebywała tam do połowy grudnia 1982 r.

Źródło: www.internowani.pl