Nie udało się w Sobieńczycach na Pomorzu wypuścić na wolność bielika. Osłabionego ptaka 2 tygodnie temu znaleźli grzybiarze. Choć wrócił do zdrowia, to nie chciał dziś odlecieć z terenu ośrodka rehabilitacji ptaków drapieżnych.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Bielik waży dziś niespełna 4,5 kilograma. Ornitologom trudno ocenić czy to samiec, czy samica. Zakładają, że ptak jest teraz w trzecim roku życia. Dwa tygodnie temu w lesie koło Luzina znaleźli go ludzie zbierający grzyby. Był wycieńczony, choć nie miał żadnych urazów fizycznych. Był osłabiony, odwodniony. Dał się złapać bez problemu. Z czego to mogło wynikać? Mógł po prostu dobrze zmoknąć. I to już pogłębiało jego stan i nie mógł sobie radzić w środowisku. Pierwsze badanie przebiegło bez problemów. Teraz mogłoby być gorzej, kiedy jest w pełni sił – mówi weterynarz Elżbieta Rożek-Ulewicz.

Niestety – ku zaskoczeniu opiekunów – bielik nie chciał odlecieć, gdy już został wypuszczony. W mojej ocenie to kwestia czasu. Siedział w zamkniętej przestrzeni, nie miał możliwości rozprostowania skrzydeł. Tendencję do podlatywania są, więc widać, że musi się troszkę przyzwyczaić do tego ruchu – oceniał Piotr Karbownik, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Wejherowo, które prowadzi ośrodek w Sobieńczycach. To pierwszy bielik, który trafił tam w tym roku. Ptak na razie ponownie zostanie umieszczony w wolierze. Odłowimy go. Ptaka się odkarmi. Za kilka tygodni, może 3, może 4 tygodnie podejmiemy kolejną próbę wypuszczenia go na wolność i myślę, że już wtedy będzie dobrze – przyznał ornitolog Leszek Damps.

W wolierze, kilka metrów nad ziemią, umieszczona zostanie także specjalna poprzeczka. Kiedy ptak zacznie na niej siadać, będzie to znakiem, że można podjąć kolejną próbę uwolnienia go.