Czy ostatnio nagłośnioną aferę z fundacją „Bezpieczna Służba” - można porównać z czymś co już znamy? Narzuca się porównanie z historią sprzed lat. W okresie PRL-u struktury MSW i świat przestępczy przenikały się w tak zwanej aferze „Żelazo”.

REKLAMA

Czy kojarzenie „Bezpiecznej Służby” z aferą „Żelazo” jest słuszne? Jest to trochę co innego, ale splot ze światem przestępczym jest widoczny. Splot służb specjalnych PRL-owskich, które w ogromnej mierze niezmienione przeszły do III Rzeczpospolitej, a zwłaszcza WSI w ogóle niezmienione przeszło, więc zostały dawne powiązania - mówi gość porannych Faktów RMF Bronisław Wildstein, publicysta Rzeczpospolitej.

Na przełomie lat 60. i 70. grupa partyjnych dygnitarzy, funkcjonariuszy MSW i bezpieki postanowiła stworzyć wygodny, nieformalny fundusz. Zdecydowano, że trzech braci Janoszów będzie kraść i rabować na Zachodzie złoto i kosztowności i dostarczać je na Rakowiecką.

W połowie roku 70. departament pierwszy MSW, którym kierował wówczas generał Mieczysław Milewski, dał akcji zielone światło i „Żelazo - Bracia Janoszowie” wyruszyli do Niemiec Zachodnich i Francji i tam zabijając w czasie napadu dwie osoby zrabowali kosztowności, które potem zgodnie z planem dzięki współpracy z Niemcami Wschodnimi spokojnie trafiały pociągami do Warszawy, a konkretnie do gmachu MSW.

Po kilkunastu miesiącach akcję przerwano i dokładnie zatuszowano. Na trop Żelaza wpadł w roku 90. UOP; nikomu jednak żadnych zarzutów nie postawiono.

Fundację „Bezpieczna Służba” założono na początku lat 90. na zlecenie żony gangstera „Baraniny”. W rejestracji pomagał pełnomocnik Jana Kulczyka - Jan Widacki - wtedy wiceminister spraw wewnętrznych. Za fundacją mogły stać WSI.