​Prokuratura w Katowicach jest gotowa do postawienia zarzutów w sprawie konkursów w Najwyższej Izbie Kontroli kolejnym osobom - ustalili reporterzy śledczy RMF FM. Zebrano już materiał, w którym pojawia się nazwisko wysokiego rangą urzędnika państwowego. Jednak zarzuty wobec kolejnych osób w tej aferze uzależniono od decyzji Sejmu w sprawie immunitetu prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego. Wiadomo, że pierwsi, którymi zainteresowała się prokuratura, to właśnie szef Izby i przewodniczący klubu ludowców Jan Bury.

REKLAMA

Według informacji reporterów RMF FM, na celowniku prokuratorów znalazł się teraz były wiceprezes NIK (odszedł z Izby ponad rok temu, obecnie pracuje w konsulacie w Hamburgu), który uczestniczył w rozmowach z Burym i Kwiatkowskim, dotyczących konkursów w delegaturach NIK, a także kontroli w sprawie farm wiatrowych na Podkarpaciu. Dowodami w tym śledztwie są między innymi nagrania z podsłuchów.

Katowicka prokuratura apelacyjna nie chciała na razie potwierdzić, czy zamierza zwrócić się o uchylenie immunitetu Marianowi Cichoszowi, byłemu wiceprezesowi NIK, by zarzucić mu przekroczenie uprawnień. Na obecnym etapie nie ma takiego wniosku - oświadczył jedynie rzecznik prokuratury Leszek Goławski.

W Sejmie są już natomiast wnioski o uchylenie immunitetów Kwiatkowskiemu i Buremu.

O immunitecie pracowników NIK decyduje kolegium Najwyższej Izby Kontroli. Wiadomo, że Krzysztof Kwiatkowski wyłączył się oficjalnie z kolegium NIK.

Szef NIK zrzekł się immunitetu

Szef NIK już w piątek, po ujawnieniu afery, w reakcji na działania prokuratury, zrzekł się immunitetu. Śledczy chcą mu postawić 4 zarzuty dotyczące manipulowania przebiegiem konkursu na stanowiska dyrektora i wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie, dyrektora delegatury NIK w Łodzi i wicedyrektora departamentu środowiska w NIK. W przypadku Jana Burego zarzuty miałyby dotyczyć nakłaniania funkcjonariuszy publicznych do wpływania na wyniki konkursów na te stanowiska oraz nakłaniania ich podczas kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z gmin na Podkarpaciu.

Według katowickiej prokuratury, która prowadzi tę sprawę, kandydat popierany przez szefa NIK-u przegrał rywalizację o jedno ze stanowisk w Łodzi. Konkurs został tam unieważniony. Przed kolejnym konkursem kandydat wiedział już, o co będzie pytany i miał materiały do przygotowania się.

PSL czeka z zatwierdzeniem list

Do 9 września przywództwo PSL wstrzymało się z zamknięciem list wyborczych na Podkarpaciu. Najpóźniej tego dnia ma się okazać, czy szef klubu ludowców - Jan Bury znów wystartuje do Sejmu.

PSL czeka, bo - jak twierdzi szef ludowców Janusz Piechociński - najpierw Jan Bury musi się przekonać o co chodzi śledczym i gdy zapozna się z tymi materiałami, podejmie decyzję. Poza tym potrzebna jest - według niego - oficjalna informacja marszałek Sejmu o prokuratorskich wnioskach.

Sam Jan Bury zapowiedział, że najpierw chciałby przestudiować prokuratorski wniosek. Oskarżenia pod swoim adresem nazywa jedynie medialnymi.

Proszę dać mi odrobinę czasu. Ja jestem osobą odpowiedzialną i normalną. Jestem w Sejmie już kilkanaście lat i naprawdę potrafię zachować się właściwie - powiedział Bury. Równocześnie zapewnił, że nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie.

"Nigdy nie złamałem prawa"

Jestem spokojny o finał (tej sprawy - przyp. red.), bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie - zapewniał w wydanym w piątkową noc oświadczeniu Krzysztof Kwiatkowski.

Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy prowadzonej przez katowicką prokuraturę. Dlatego wystąpiłem z prośbą do marszałek Sejmu o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli - czytamy dalej.

Kwiatkowski w swoim oświadczeniu podkreśla, że katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany - zapewnił szef Izby. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek. Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym - dodał szef NIK.

Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem - deklarował Kwiatkowski.

(MRod)