Uczelnie nie przejmują się wynikami monitoringu zawodów i nadal oferują kierunki studiów, po których znalezienie pracy graniczy z cudem. O sprawie pisze "Dziennik Gazeta Prawna".

REKLAMA

Tylko w ciągu sześciu miesięcy ubiegłego roku do urzędów pracy zgłosiło się 2,4 tys. bezrobotnych politologów, 1,8 tys. socjologów, 8,3 tys. ekonomistów i 7,3 tys. pedagogów. W tym samym okresie do pośredniaków wpłynęło dla nich odpowiednio 5, 13, 169 i 252 oferty pracy.

Szkoły wyższe jednak tymi danymi w ogóle się nie przejmują. Mimo, że przepisy zobowiązują je do brania pod uwagę sytuacji na rynku pracy przy kształtowaniu kierunków studiów. Powód? Niż demograficzny i szukanie pieniędzy - czytamy w gazecie.

Cały artykuł w najnowszym wydaniu dziennika.