W huku petard i przy wtórze syren 20 tys. związkowców z całego kraju demonstrowało w Warszawie przeciwko polityce rządu i bezrobociu. Manifestację zorganizowała „Solidarność”, ale wzięli w niej udział przedstawiciele innych związków, od OPZZ po Solidarność 80.

REKLAMA

Związkowcy domagali się m.in. polityki tworzenia miejsc pracy i likwidowania bezrobocia, przywrócenia zasiłków i świadczeń przedemerytalnych, a myślą przewodnią tej demonstracji było hasło "W Polsce nie ma ludzi niepotrzebnych."

Przed Kancelarią Premiera zgromadziło się około 20 tys. osób z całego kraju. Choć szef "Solidarności" Janusz Śniadek zapewniał, że jest to pokojowa manifestacja, w stronę Kancelarii leciały petardy. Za barierkami w kilku rzędach ustawiono kordon policji, a za nimi 4 policyjne polewaczki.

Później doszło do szamotaniny demonstrantów z policją. Policjanci musieli użyć gazu łzawiącego, pałek i armatek wodnych, gdy związkowcy zaczęli odciągać barierki chroniące Kancelarię Premiera. To ostudziło nieco zapał związkowców, ale nie na długo.

Organizatorzy protestu uważają, że do bijatyki doszło z winy policji, bo funkcjonariusze prewencji sprowokowali demonstrantów. Demonstrację obserwowała nasza warszawska reporterka Beata Lubecka. Na czym zdaniem demonstrantów polegała ta prowokacja posłuchaj w jej relacji:

Kiedy szef "Solidarności" Janusz Śniadek nakazał związkowcom rozchodzenie się i część z nich zaczęła już to robić, inni ponownie zaatakowali policję. Funkcjonariusze znów użyli gazu. Gdy to nie pomogło, chwilę później policja użyła armatek wodnych.

foto RMF Warszawa

22:40