Moi klienci nie uzależniają wskazania miejsca, w którym ukryty jest pociąg z okresu II wojny światowej, od uzyskania deklaracji o wypłacie 10 procent znaleźnego – mówi Małgorzata Sosnowska z kancelarii reprezentującej dwóch tajemniczych odkrywców. Jak zaznacza: „procedurę zgłoszenia znalezienia skarbu określa ustawa - a my się jej trzymamy”.

Ustawa określa kwestię znaleźnego i zasad na jakich można tego znaleźnego żądać i posługuje się określeniem - "żądać". Natomiast na pewno nie jest tak, że tutaj coś od czegoś jest uzależniane, to jest jakiś błędny przekaz - mówi Sosnowska. Zapewnia, że jej klienci są gotowi wskazać miejsce w Wałbrzychu, w którym ukryty jest tajemniczy pociąg z okresu II wojny światowej.

Przedstawiciele kancelarii mają się spotkać z władzami Wałbrzycha na początku tygodnia. Podjęliśmy procedurę i czekamy na finalizację tej procedury. Chcemy dokonać zgłoszenia znalezienia rzeczy, czyli w tej konkretnej sytuacji wskazać miejsce - zapowiada Sosnowska. Dalsze kroki urzędnicy uzależniają jednak od przebiegu spotkania i uzyskanych informacji.

O tym jest mowa w ustawie, że znalazca może ograniczyć się do wskazania osobie uprawnionej do odbioru rzeczy miejsca, w którym rzecz się znajduje - w sytuacji, kiedy nie może tej rzeczy ze sobą przynieść. Tutaj nie ma takiej możliwości. Powiedziałabym, że ustawa jest troszeczkę niedostosowana do tej sytuacji – dodaje Sosnowska. Na pytanie, czy odkrywcy są pewni, że pod ziemią znajduje się zaginiony skład, reprezentująca mężczyzn radczyni odpowiada jedynie: „to będziemy weryfikować”.

Dwaj poszukiwacze skarbów twierdzą, że wiedzą, gdzie jest ukryty pociąg pancerny z okresu II wojny światowej. Ich zdaniem może znajdować się w nim broń lub cenne surowce. Czy jest to legendarny "złoty pociąg" wywieziony przez hitlerowców pod koniec II wojny światowej z Wrocławia? Te informacje będą weryfikowane przez władze Wałbrzycha. Urzędnicy mają się spotkać w najbliższym tygodniu z kancelarią reprezentującą odkrywców. Prawdopodobnie w czasie tego spotkania wskazane zostanie miejsce, w którym jest ukryty skład.

Tony sztabek złota z depozytu Wrocławia to legenda?

To legenda, do tej pory przynajmniej - nie było żadnych dokumentów, potwierdzających teorię o złotym pociągu - przekonana jest o tym badaczka tajemnic Dolnego Śląska Joanna Lamparska.

Pociąg, który ma się znajdować tuż koło Wałbrzycha, to opowieść pana Tadeusza Słowikowskiego, emerytowanego górnika z Wałbrzycha, który tuż po wojnie rozmawiając z jednym z Niemców mieszkających tutaj w czasach przełomu, twierdził, że gdzieś przy torach znajduje się rodzaj bocznicy, która wiedzie pod Zamek Książ i tam miał wjechać pociąg wiozący... i tutaj pytanie "co?". Jedni mówią, że platynę przemysłową, inni, że jakieś niebezpieczne chemikalia, jeszcze inni, że słynne złoto Wrocławia - wyjaśniała w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Zielińskim. Miałoby chodzić o kilka ton złota w sztabkach - stąd nazwa tajemniczego składu "złoty pociąg".

W latach 90. "złotego pociągu" miał szukać nawet polski rząd

Według różnych relacji - pociąg wyruszył w listopadzie 1944 roku z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Miał wieźć tajne dokumenty, dzieła sztuki, złoto, a nawet słynną Bursztynową Komnatę. Skład miał zostać zatrzymany, a cała obsługa - zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Potem pociąg miał wjechać tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami na Śląsku.

Poszukiwacze skarbów od lat próbują odnaleźć skarby ze "złotego pociągu". Nieoficjalne informacje wskazują na to, że w latach 90. w poszukiwania składu zaangażował się nawet rząd i służby specjalne. Wtedy miano go szukać w rejonie położonym poza dzisiejszym powiatem wałbrzyskim.

Ale to w okolicach Wałbrzycha istnieje kilka podziemnych systemów. Jeden z nich położony jest pod wałbrzyskim Zamkiem Książ, z którego - w poprzedni weekend - radio RMF FM relacjonowało dla Was Festiwal Tajemnic. 

(mpw)