Prawie 2,5 miliona złotych od osób w całej Polsce wyłudziły dwie kobiety z Pomorza. Matka i córka trafiły do aresztu. Za oszustwa grozi im 15 lat więzienia. ​68-letnia Krystyna P. i 42-letnia Monika P. prosiły przez telefon o darowizny i pożyczki na leczenie syna Moniki P. w Stanach Zjednoczonych.

Sprawą od kilku miesięcy zajmowali się policjanci i prokuratura. Sygnał otrzymali od osoby, która straciła kontakt z kobietami. Czekała na spłatę pożyczki, której im udzieliła.

W każdym przypadku metoda była taka sama. Sprawcy działali zgodnie ze schematem polegającym na rozmowach telefonicznych z pokrzywdzonymi, w trakcie których przedstawiali dramatyczną sytuację ciężko chorego wnuka, który przebywa w klinice w Stanach Zjednoczonych i oczekuje na bardzo drogi zabieg ratujący życie. Rozmówcy ulegali namowom i wpłacali pieniądze na podane konta bankowe należące do oszustów - informuje Renata Legawiec z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
 
Obie kobiety - od maja 2011 do czerwca 2013 roku - naciągnęły w sumie 40 osób. Najwyższa wpłata przekraczała 1,4 mln złotych. Wypłat z kont dokonywał Piotr G. - 22-letni syn zatrzymanej Moniki P. -  przeznaczając je na swoje wydatki. W tym czasie, jak ustalono, nie przebywał na terenie USA i nie był poddawany żadnym zabiegom leczniczym. Pieniądze nie zostały zwrócone wpłacającym - mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Dodaje, że za oszustwo kobietom grozi teraz 15 lat więzienia. Kobiety nie przyznały się do winy. Obie zostały już aresztowane na 3 miesiące.

Dla policji i prokuratury to jednak nie koniec śledztwa. Sprawa jest rozwojowa i policjanci dalej nad nią pracują ustalając kolejnych pokrzywdzonych. Niewykluczone są następne zatrzymania - mówi Legawiec. Poszukiwany jest przede wszystkim Piotr G. Śledczy już przygotowali dla niego te same zarzuty, które postawili jego matce i babci.

Jak to możliwe, że kobietom żerującym na ludzkiej dobroci udało się dokonać oszustwa na taką skalę? Najwyraźniej nikt z pokrzywdzonych nie zorientował się, że pieniądze na rzekome leczenie dziecka w Stanach Zjednoczonych wpłaca na zwykłe, prywatne konto, a nie na przykład konto fundacji. Śledczy zaznaczają jednak, że zbiórka prowadzona przez kobiety nie miała charakteru zbiórki publicznej. W takiej sytuacji bardzo trudno jest zweryfikować czy osoba, która prosi o pomoc jest uczciwa.

Wśród pokrzywdzonych są między innymi dawni znajomi ze szkoły Piotra G., których poruszyły dramatyczny apel o pomoc, w związku z rzekomym zagrożeniem życia ich kolegi.

(mpw)